Kraków wpadł na świetny pomysł, który ma i ograniczyć smog, i poprawić kondycję uczniów. Chce zakazać rodzicom… odwożenia dzieci do szkół. Zakaz odwożenia dzieci? Serio?
– Sprawa jest na początkowym etapie rozważań – mówi „Rzeczpospolitej” Dariusz Nowak z Wydziału Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Krakowa. Chodzi o to, by zamykać dla ruchu samochodowego drogi w pobliżu szkół.
Argumenty za takim rozwiązaniem? Przede wszystkim ekologia. Wiadomo, Kraków ma problem ze smogiem, więc pomysły na ograniczenie ruchu aut padają tam na podatny grunt. Ale władze Krakowa chcą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Uważają więc, że ten pomysł… poprawi kondycje dzieci. Bo jeśli zakaz przejdzie, to uczniowie będą musieli chodzić do szkoły na piechotę, jeździć rowerem tudzież wybrać komunikację miejską. A to wszystko sprawi, że uczniowie będą się trochę więcej ruszać, myślą zapewne urzędnicy.
Zakaz odwożenia dzieci. Kraków chce wzorować się na Wiedniu
Nie jest jednak tak, że to genialni urzędnicy z Krakowa pierwsi wpadli na ten pomysł. W zeszłym roku taki zakaz testowano w Wiedniu. Rodzice mieli rano zakaz przywożenia dzieci nie tylko samochodami, ale też motocyklami czy skuterami. Pomysł ponoć spodobał się zarówno uczniom, jak i mieszkańcom wiedeńskiej dzielnicy Leopoldstadt – i władze stolicy Austrii zapowiadają, że idea może być „kontynuowana i rozszerzana”.
Krakowskie władze już ponoć zgłosiły się do wiedeńskiego magistratu z prośbą o szczegóły dotyczące programu. Wygląda na to więc, że dawna stolica Polski naprawdę poważnie rozważa ten zakaz.
Zakaz odwożenia dzieci. Nie wszystko co dobre dla Wiednia, jest dobre dla Krakowa
Czy to sensowny pomysł? Przede wszystkim krakowskie władze muszą zdawać sobie sprawę, że problemu smogu tym nie zwalczą. Owszem, samochody przyczyniają się do kiepskiej jakości naszego powietrza, ale główny winowajca to palenie byle czym w piecach. A na walkę z tym sensownych pomysłów u nas póki co nie ma. Poza tym, co jeśli rodzic ma hybrydowe auto? Albo Teslę? Też nie będzie mógł dowozić dziecka do szkoły?
Po co więc taki zakaz? Czasem można mieć wrażenie, że niektóre pomysły chcemy kopiować na zasadzie „dobre, bo zachodnie”. Nie zawsze analizując, czy konkretny pomysł naprawdę może się sprawdzić nad Wisłą. W Wiedniu można pewnie zastanawiać się nad takimi pomysłami. Tam komunikacja miejska działa niczym w szwajcarskim zegarku, a łącznie linie metra mają długość 83 km. Krakowska komunikacja, cóż, tak świetna już nie jest, a metra tam nie ma w ogóle.
O ile więc w Wiedniu samochód to rzecz, z której można zrezygnować, to nie znaczy, że tak jest w mieście Kraka. Wielu rodziców, zwłaszcza jeśli mają kilka pociech, bez auta sobie w Polsce po prostu nie wyobraża życie. Może więc najpierw warto od zachodnich metropolii skopiować świetną komunikację miejską, a dopiero potem kopiować zakazy?