Nieco zapomniane już gwiazdy pop zechciały o sobie przypomnieć. Spice Girls wpadły na pomysł sprzedawania koszulek z pop-feministycznym przesłaniem. Dochód ze sprzedaży ma iść na walkę o równouprawnienie. Szkopuł w tym, że produkując koszulki Spice Girls… wykorzystuje się kobiety w dalekim Bangladeszu.
Spice Girls podbiły muzyczny świat w drugiej połowie lat 90. Wokół zespołu od razu tworzono aurę, że to coś więcej niż tylko plastikowy pop dla dziewczynek. Geri, Mel B i spółka stały się symbolem „Cool Britannia” – projektu ówczesnego premiera UK Tony’ego Blaira, który miał sprawić, że Wyspy będą znowu supermodne. Przede wszystkim jednak dziewczyny miały pod hasłem „Girl Power” zapoczątkować nową, feministyczną rewolucję.
Po kilku dekadach Spice Girls są znane głównie z kłótni między sobą i kolejnych skandali. Wygląda na to, że jednak postanowiły powrócić do swoich „feministycznych” korzeni. Efekt? Chyba już lepiej by było, gdyby grały numer „Wannabe” do końca życia.
Charytatywne koszulki Spice Girls. Co mogło pójść nie tak?
Koszulki Spice Girls z napisem „#IWannaBeASpiceGirl” sprzedaje się w sieci za równowartość ok. 94 zł. Znaczna część środków ma jednak iść na fundację Comic Relief. Jej celem jest „praca na rzecz wyeliminowania przemocy i dyskryminacji ze względu na płeć i seksualność”.
Wszystko byłoby pięknie, ale jak ustalił dziennik „The Guardian”, zbieranie środków na zachodnie równouprawnienie łączy się z wyzyskiem w mniej rozwiniętych krajach. Bo koszulki Spice Girls szyją kobiety w Bangladeszu, które miesięcznie zarabiają równowartość ok. 400 zł. Do tego muszą pracować po kilkanaście godzin dziennie.
Zdecydowanie za mało nam płacą i na dodatek pracujemy w nieludzkich warunkach – mówiła dziennikarzowi „Guardiana” jedna z tak wykorzystywanych kobiet.