Z przerażeniem, a zarazem nieskrywanym rozbawieniem obserwuję, jak po raz kolejny rządzący przymierzają się do zniesienia limitu składek ZUS. Jeszcze nie tak dawno słyszeliśmy bowiem, że jest jedna recepta na magiczne wypełnienie państwowej kasy. Wystarczy nie kraść. Niestety plany rządu to nic innego jak kradzież przyszłych pieniędzy garstki najlepiej zarabiających osób w naszym kraju.
Pierwszy raz zniesienie limitu składek ZUS zakiełkowało w głowach polityków Prawa i Sprawiedliwości w drugiej połowie 2017 roku. Wtedy na gwałt poszukiwano pieniędzy na spełnienie innej populistycznej obietnicy rządu, jaką był obniżony wiek emerytalny. Wtedy również spotkał się z potężną krytyką, ale nie przeszkodziło to posłom w uchwaleniu nowego prawa. Niespodziewanie do akcji wkroczył Trybunał Konstytucyjny, który uznał, że zniesienie limitu składek było niezgodne z konstytucją. Niestety o werdykcie zaważyły wtedy względy proceduralne podczas procedowania ustawy, a nie merytoryczne pochylenie się nad argumentami. Niezależnie jednak od powodów, pomysł ten trafił do kosza, a następnie o nim zapomniano.
Zniesienie limitu składek ZUS 2019
Wtedy przyszedł rok 2019, a zarazem rok podwójnych wyborów. Worek z prezentami powoli nam się otwiera i wszystko wskazuje, że dla wyborców PiS, święta w tym roku przyjdą wcześniej. Słynna już piątka Kaczyńskiego to nic innego jak kupowanie głosu wyborców ich własnymi pieniędzmi. Oczywiście rząd nie ma własnych pieniędzy, więc żeby je komuś dać, to wcześniej musi je komuś zabrać. Już w 2017 roku szacowano, że zniesienie limitu składek ZUS może oznaczać dla budżetu dodatkowe 5 miliardów złotych. Samo w sobie to już jest wystarczającą górą pieniędzy, obok której ciężko przejść obojętnie. Jakby tego mało ofiar rabunku jest zaledwie 300 tysięcy osób. Czymże to jest w porównaniu, chociażby do milionów emerytów? Dlatego pomysł zniesienia limitu powrócił.
Minister Czerwińska wprost przyznaje, że zniesienie limitu miałoby być zastrzykiem finansowym dla budżetu państwa. To doskonale obrazuje intencje rządzących. Pieniądze potrzebne są tu i teraz, a nie za kilkanaście lat na kontach tak znienawidzonych przecież przedsiębiorców. Ciekawe, z jakiego zastrzyku pieniędzy rząd planuje w przyszłości wypłacić horrendalnie wysokie emerytury. Teoretycznie zniesienie limitu składek ZUS sprawi, że ci najlepiej zarabiający w przyszłości będą mogli liczyć na ogromne emerytury. Wszyscy jednak doskonale wiemy, że przy poklasku ogromnej części społeczeństwa wystarczy wprowadzić limit wysokości emerytury. Już słyszę te argumenty z mównicy sejmowej, że nie godzi się, żeby ktokolwiek otrzymywał emeryturę w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Zwłaszcza że przeciętna emerytura wynosi ułamek tej sumy.
Limit składek ZUS zniesiony? To katastrofa
Dodajmy, że limit wysokości składek ZUS jest jednym z niewielu już przejawów zdrowego rozsądku ustawodawcy. Wprowadzono go jeszcze podczas prac nad wielką reformą systemu ubezpieczeń społecznych pod koniec lat 90. Jak wszyscy wiemy, wypracowano wtedy zasadę, że wysokość emerytury jest uzależniona od wysokości dochodów, od których odprowadza się składki do ZUS. Opisałem to już szczegółowo 2 lata temu, kiedy pisałem:
Pojawił się problem, co zrobić z osobami, które zarabiają zdecydowanie więcej niż przeciętne wynagrodzenie. Teoretycznie im wyższe składki, tym wyższa emerytura na starość. Budżet ZUS jednak nie jest z gumy i miałby ogromne problemy ze znalezieniem środków na wypłatę ogromnych emerytur dla stosunkowo niewielkiej ilości osób. Tu działa prosta statystyka – lepiej wypłacić nieco niższe emerytury większej ilości osób niż tę samą pulę przeznaczyć na emerytury kilkudziesięciu krezusów. Zdecydowano więc o wprowadzeniu salomonowego rozwiązania. Polegało ono na wprowadzeniu limitu wysokości składek. Najwięcej zarabiający płacili składki w maksymalnej wysokości zamiast według standardowego przelicznika. Dzięki temu otrzymywali emeryturę w maksymalnej przewidzianej przez ZUS wysokości, a składki przez nich płacone były nieco niższe, niż teoretycznie powinny być. ZUS był zatem spokojny, bo nie musiał szukać ogromnych pieniędzy na wypłatę ich świadczeń, a płatnicy płacili nieco niższe składki.
Zabawne w tym całym pomyśle jest to, że rządzący faktycznie myślą, że przedsiębiorcy z radością przyjmą ten skok na ich pieniądze. Z pewnością nikt nie skorzysta z możliwości, jakie dają inne formy zatrudnienia albo wręcz emigracja i prowadzenie działalności w innym kraju. No i na koniec najważniejsze. Rząd ciągle nie wie, że gospodarka nie rośnie od wypłacania emerytur.