Jeżeli uważasz się za osobę o dużym poczuciu humoru, a jednocześnie na widok kabaretu Neonówka masz ochotę rozbić telewizor, być może spodoba Ci się idea roastów. Co to jest roast?
Roast to nowa moda w świecie satyry, choć obecna w nim ponoć od blisko stulecia. Zdecydowanie bliżej jej do klasycznego stand-upu, niż popisów kabaretowych. Polega na tym, że jedna osoba – zazwyczaj celebryta – staje się ofiarą swoistego „grillowania” ze strony swoich przyjaciół oraz komików. Ci przez kilka minut ku uciesze publiczności opowiadają na jej temat niewybredne kawały, w żartobliwy sposób kpią sobie z biografii i w momentami bezlitosny sposób obśmiewają wady oraz życiowe niepowodzenia.
Antybenefis, czyli co to jest roast?
Oczywiście nie brakuje też bardziej abstrakcyjnych wycieczek do krainy absurdu. Wszak cel jest taki, by dobrze bawili się wszyscy uczestnicy roasta, wraz z samym roastowanym, no i oczywiście widownia. Żeby roastowanemu było raźniej, uczestnicy przeważnie dogryzają też sobie nawzajem. Troszkę przypomina to zabawy gimnazjalnej młodzieży w to „kto komu bardziej dokopie”, pamiętajmy jednak, że żartujący przynajmniej starają się utrzymywać poziom dowcipu na nieco wyższym poziomie. No i zwykle nie są to osoby kompletnie „z ulicy”. Do masowej świadomości Polaków zza oceanu przebiły się między innymi roasty Mike’a Tysona czy Justina Biebera.
W Polsce głównymi popularyzatorami idei roastów jest grupa Stand-up Polska. Nie uświadczymy tam wprawdzie Michała i Marcina Wójcików czy Roberta Górskiego, ale to nie jedyna zaleta tej formacji. Zaczynali dość nieśmiało, w międzyczasie oberwało się Hubertowi Urbańskiemu czy Szymonowi Majewskiemu, przez Czesława Mozila, by już w najbliższy piątek zmierzyć się z legendą samego Kuby Wojewódzkiego. Grupa utalentowanych młodych komików prezentuje o wiele bardziej uwspółcześnione podejście do poczucia humoru (momentu, w którym należy się śmiać nie musi wyznaczać perkusista) i choć nie każdemu idea roasta może przypaść do gustu, jestem przekonana, że wciąż jeszcze niedostatecznie rozpromowana formuła znajdzie sobie nad Wisłą także wielu fanów.
Czy roast może naruszać dobra osobiste?
Skoro odpowiedzieliśmy już sobie na pytanie co to jest roast, warto przy tej okazji zastanowić się jak to jest z prawnymi aspektami tego typu wydarzenia. Jakby nie patrzeć uczestnicy przez półtorej godziny nie żałują sobie często dość przesadnych uszczypliwości. A co, gdyby któryś z uczestników poczuł się urażony i zdecydował się dochodzić zadośćuczynienia w procesie cywilnym? Co, jeśli rykoszetem oberwałoby się też komuś z publiczności?
Moim zdaniem sprawę uczestnictwa w roaście należy traktować na zasadach zbliżonych do walki bokserskiej lub innej dziedziny sztuk walki. Z istoty samego wydarzenia wynika, że ktoś może ucierpieć, czyjaś cześć może zostać wystawiona na ciężką próbę. Z tego też tytułu umowa pomiędzy uczestnikami nie jest wprawdzie konieczna, co nie znaczy też, że jest kompletnie zbędna, jeżeli ci zdecydują się uregulować zasady wzajemnej zabawy i dla pewności wykluczyć niektóre zagrywki. Z podobnym ryzykiem, w mojej prywatnej ocenie, powinna liczyć się widownia roasta. Istotą stand-upu jest poniekąd wchodzenie w interakcję z publiką. Jesteśmy do tego w Polsce jeszcze nie przyzwyczajeni, ale w Stanach Zjednoczonych spontaniczna interakcja stanowi stały punkt programu.
Z drugiej strony, wydaje mi się, że nawet roast ma pewne granice. Gdyby więc w pewnym momencie któryś z komików zdecydował się na jakąś prywatną vendettę przeciwko innemu uczestnikowi czy dokonanie jawnego linczu na uczestnikowi publiki, doszłoby do ujawnienia newralgicznych informacji, zaś forma występu scenicznego w sposób oczywisty wyszłaby poza humorystyczne granice roasta, wcale nie wykluczałabym możliwości dochodzenia swoich roszczeń.
Fot. tytułowa: materiały promocyjne Stand-up Polska