Gdzie najwięcej osób nie płaci alimentów, w jakim mieście zaległości są największe, a gdzie jest statystycznie najwięcej „alimenciarzy”, czyli dłużników alimentacyjnych – Rejestr Dłużników BIG InfoMonitor pozwala odpowiedzieć na te pytania. Wyniki są niepokojące.
Płacenie alimentów jest, zdaje się, naturalną konsekwencją posiadania potomstwa. Alimenty, wbrew przekonaniom alimenciarzy, są na dziecko, nie na matkę. I choć liczba rodziców niepłacących alimentów jest nieco niższa niż rok temu, sytuacja nadal nie wygląda najlepiej.
Ranking 100 miast hańby
BIG InfoMonitor przygotował ranking 100 miast, w których nie płaci się alimentów. W ich rejestrze jest prawie 304 tysięcy alimenciarzy. Tylko od kwietnia w Rejestrze Dłużników pojawiło się ich 30624. W ciągu ostatniego roku ich liczba zmalała o ponad jedenaście tysięcy, ale wzrosła średnia zaległość alimentacyjna – o aż trzysta milionów. Z rejestru jednak wykreślono tych, którzy spłacili dług alimentacyjny oraz tych, których dług ma ponad 6 lat – tak stanowi nowe prawo.
Według rankingu BIG InfoMonitor najwięcej osób niepłacących alimentów mieszka w Warszawie – jest tam blisko dziesięć tysięcy dłużników. Z kolei najwięcej alimenciarzy na sto osób wypada w Wałbrzychu, gdzie dłużników jest blisko dwa i pół tysiąca. W Płocku średnia z tytułu niepłaconych alimentów jest najwyższa i wynosi ponad 55 tysięcy złotych.
Pierwsze miejsce w klasyfikacji indywidualnej zajmuje 57-latek z Małopolski, który z długiem już chyba sobie nie poradzi, bo ten wyniósł ponad 802 tysiące złotych.
Alimenty a prawo
Twórcy rankingu BIG InfoMonitor twierdzą, że jedną z przyczyną jest wzrost kwoty alimentów. Ten jednak, zgodnie z Kodeksem rodzinnym (art. 135) zależy od „usprawiedliwionych potrzeb uprawnionego oraz od zarobkowych i majątkowych możliwości zobowiązanego”. Kwoty nie są ustalane bezpodstawnie – rodzic zapewne i tak więcej wydałby na dziecko mieszkając z nim. Problem leży w mentalności i tym, że nadal pokutuje przekonanie, że alimenty pozwalają utrzymać się byłemu małżonkowi, a nie potomstwu. W Polsce egzekwuje się około dwudziestu procent długu alimentacyjnego, w Danii blisko 90%.
Za niepłacenie alimentów można pójść za kratki. Tak głosi znowelizowany artykuł 209 Kodeksu karnego.
§ 1. Kto uchyla się od wykonania obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym, ugodą zawartą przed sądem albo innym organem albo inną umową, jeżeli łączna wysokość powstałych wskutek tego zaległości stanowi równowartość co najmniej 3 świadczeń okresowych albo jeżeli opóźnienie zaległego świadczenia innego niż okresowe wynosi co najmniej 3 miesiące, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 1a. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 naraża osobę uprawnioną na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego, organu pomocy społecznej lub organu podejmującego działania wobec dłużnika. Przed karą można się uchronić w jeden tylko sposób – dłużnik musi spłacić zaległości w ciągu trzydziestu dni od pierwszego przesłuchania. No chyba, że wina i społeczność szkodliwa czynu sugerują inaczej – wtedy kara jest nieunikniona.
Czy to wystarczający straszak? Z listy zniknęło 11 tysięcy alimenciarzy. Ranking nie napawa jednak optymizmem – nadal jest źle. Jedynie nieco lepiej, niż wcześniej – ale to dalej ten sam wstyd.