Jeżeli miałbym wskazać jedną rzecz, której brakuje w naszym społeczeństwie, bez zastanowienia powiedziałbym, że jest to zdrowy rozsądek. Jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że we wrocławskiej komunikacji miejskiej dziecko musi udowadniać, że jest dzieckiem, żeby nie dostało mandatu za jazdę bez wymaganego dokumentu? Darmowa komunikacja miejska z aktem urodzenia?
Gdyby o tej historii opowiedział mi znajomy, pewnie bym uznał, że robi sobie ze mnie żarty. Prędzej uwierzyłbym w to, że gdzieś na strychu ktoś odnalazł zaginiony scenariusz autorstwa Stanisława Barei i próbuje wybadać potencjał historii sprzed kilkudziesięciu lat. Myślę, że można śmiało założyć, że gdyby ta scena znalazła się w Misiu, to dziś byłaby wręcz kultowa. Dla porządku warto jednak odnotować, że z formalnego punktu widzenia wszystko się zgadza.
Według regulaminu MPK we Wrocławiu, do bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską są uprawnione dzieci do lat 7, a także uczniowie do ukończenia 21 roku życia. Gazeta Wrocławska opisuje historię, jaka przytrafiła się pewnej wrocławiance, która podróżowała ze swoim 5-letnim dzieckiem. W autobusie przeprowadzano akurat kontrolę biletów, który kobieta miała poprawnie skasowany. Następnie kontroler stwierdził, że 5-letnie dziecko wygląda na starsze i trzeba zatem udowodnić jego wiek. Poprosił więc matkę chłopca o okazanie jego aktu urodzenia, żeby sprawę zweryfikować. W końcu teoretycznie mógł podpadać pod zupełnie inną kategorię wiekową. Szkoda jednak, że nie zwrócił uwagi na to, że, tak czy siak, dziecko by było uprawnione do darmowego przejazdu.
Darmowa komunikacja miejska
Nieustannie zadziwia mnie nie tylko zbędna formalizacja niemal każdego aspektu naszego życia, ale także wszechobecny brak rozsądku. Z regulaminowego punktu widzenia kontroler pewnie i miał rację. W końcu co, jeżeli dziecko faktycznie miało na przykład 8 lat, a nie jak twierdziła jego matka, jedynie 5? Bezpłatny przejazd nie przysługiwałby więc automatycznie, a dopiero za okazaniem szkolnej legitymacji. Legitymacja, która potwierdza fakt, że dane dziecko jest uczniem. Dokument absolutnie zbędny, ponieważ w naszym kraju obowiązek nauki istnieje do ukończenia 18 roku życia. Nadgorliwość kontroler mógłby zatem wykazywać podczas kontroli dużo starszych dzieci. Szkoda, że absurdu danej sytuacji nie widzi rzecznik MKP.
W tej konkretnej sytuacji opisanej przez Czytelniczkę mamy za mało danych, aby jednoznacznie ocenić sytuację. Można jednak domniemywać, że zdaniem kontrolera dziecko mogło być już w wieku szkolnym, stąd jego prośba o przedstawienie dokumentu. Gdyby tak się okazało, to oczywiście nadal przysługuje mu prawo do darmowego przejazdu, jednak z legitymacją szkolną. Prośba o okazanie przez ucznia legitymacji uprawniającej go do zniżki nie jest nadużyciem ze strony kontrolera – taki zwyczaj obowiązuje nie tylko w komunikacji miejskiej. Z praktyki wiemy, że co do zasady kontrolerzy podchodzą w sposób jak najbardziej przyjazny i życzliwy do pasażerów i tego typu prośby o dokument potwierdzający wiek dziecka nie wiążą się z konsekwencjami dla rodzica.
Z drugiej strony, może następnym razem warto poprosić kontrolera o stosowne pełnomocnictwo do dokonywania kontroli? Albo umowę o pracę, żeby z całą pewnością stwierdzić, że pracuje dla miejskiego przewoźnika? Szkoda, że szukanie problemów tam, gdzie ich nie ma jest naszą narodową tradycją.