Jeśli ktoś był przekonany, że przed wyborami rządzący już nie są w stanie niczego wymyślić, to ewidentnie się przeliczył. Okazuje się bowiem, że Ministerstwo Zdrowia nagle przyspieszyło prace nad programem „Ciąża plus”, którego beneficjentami będą przyszłe matki.
„Ciąża plus”: zdążyć przed wyborami
Podobno rządzący opracowali część programu jeszcze w zeszłym roku, ale najwidoczniej czekali na najlepszy moment, by wdrożyć go w życie. A najlepszym momentem jest oczywiście okres przedwyborczy. Zwłaszcza, że niektóre sondaże nie są dla PiS aż tak korzystne, jak mogłoby się to wydawać.
Okazuje się zatem, że rządzący chcą wdrożyć nie tylko „Piątkę Kaczyńskiego„, która obejmuje takie programy jak zerowy PIT dla młodych (zacznie obowiązywać od 1 sierpnia 2019), obniżkę PIT do 17 proc., 500 plus na pierwsze dziecko (wnioski składane są w rekordowym tempie) czy „trzynastki” dla emerytów i rencistów. PiS ma w zanadrzu także zachętę dla przyszłych mam, a program już został ochrzczony „Ciąża plus”.
Na co mogą liczyć przyszłe matki?
Głównym punktem programu „Ciąża plus” są darmowe leki – a przynajmniej część z nich. MZ pracuje nad specjalną listą lekarstw objętych całkowitą refundacją. Przyszłe mamy będą mogły liczyć na darmowe leki ratujące życie i zdrowie. To właśnie nad pracami nad tą częścią projektu spieszy się rząd – na trzy miesiące przed wyborami.
Ponadto przewidywana jest zmiana żywienia kobiet ciężarnych przebywających w szpitalu. Na ten moment nie ma żadnych specjalnych wymogów co do diety takich kobiet. Przyszłe mamy otrzymują zatem ten sam standardowy zestaw posiłków, co inni pacjenci. A o tym, że posiłki w szpitalach – mówiąc delikatnie – nie są często najwyższej jakości, nie trzeba przekonywać chyba nikogo, kto chociaż raz spędził przynajmniej kilka dni na szpitalnym oddziale. Z tego względu stawka żywieniowa dla kobiet w ciąży ma wzrosnąć z 14 do 32 zł. To umożliwi przyrządzenie lepszych jakościowo posiłków, bardziej przystosowanych do stanu kobiety. Ten program ma wejść w życie już od października i nosi nazwę „Dieta mamy”.
Oczywiście trudno nie zgodzić się z tym, że taki program jest faktycznie potrzebny. Z drugiej strony część kosztów programu ma być pokryta z budżetu NFZ, który już w tym momencie nie jest w stanie pokryć wszystkich potrzeb i jest ewidentnie niewystarczający. Należy też pamiętać o tym, ze rządzący przygotowali program już wcześniej. Postanowili jednak go ogłosić i wdrożyć dopiero tuż przed wyborami. Nietrudno zgadnąć, że chcą po prostu zyskać poparcie kolejnych wyborców.
Za ich własne pieniądze.