Pewien Francuz pojechał w delegację. Czas wolny postanowił przeznaczyć na oddawanie się uciechom cielesnym. Niestety, w trakcie igraszek zmarł na atak serca. Teraz sąd uznał, że śmierć w trakcie seksu to wciąż wypadek przy pracy.
Pracownik wybrał miłosne uciechy zamiast odpoczynku po pracy i zmarł na atak serca
Kto by pomyślał, że przelotna znajomość w delegacji może skończyć się wypadkiem przy pracy, do tego ze skutkiem śmiertelnym? A jednak. Jak podaje BBC, francuska firma budowlana TSO wysłała swojego pracownika, niejakiego Xaviera X., w podróż służbową. Ten czas wolny spędził z nieznajomą kobietą. Właściwie nie wiele na ten temat wiadomo, można się jednak domyślać że ich znajomość miała charakter przede wszystkim intymny. Niestety, w trakcie igraszek delegowany pracownik zmarł na atak serca. Paryski sąd apelacyjny zakwalifikował taką śmierć w trakcie seksu za wypadek przy pracy.
Pracodawca Xaviera X. przekonuje, że śmierć w trakcie seksu pracownika nie miała żadnego związku z jego pracą
TSO nie może być zadowolone z wyroku – w końcu oznacza dla firmy zobowiązanie odszkodowawcze względem rodziny swojego pracownika. A przecież przedsiębiorstwo miało mocne argumenty, by zbyć roszczenia. Jego przedstawiciele przekonywali, że zmarły pracownik zmarł poza godzinami pracy i w innym pomieszczeniu niż nocleg wyznaczony mu przez pracodawcę. Co więcej, śmierć w trakcie seksu nie miała zupełnie nic wspólnego z obowiązkami pracowniczymi denata. Miała za to dużo wspólnego ze świadomym aktem „cudzołóstwa”, jakiego dopuścił się nieszczęśnik – a więc z jego ściśle osobistym interesem.
Francuskie prawo zakłada, że pracownik w delegacji przez cały czas jej trwania jest w pracy
Taka argumentacja nie przekonała jednak sądu. Skład orzekający stwierdził, że zgonie z francuskim prawem, za wypadek w trakcie pracy należy uznać każde tego typu zdarzenie, które miało miejsce albo w trakcie pracy, albo podczas wyjazdu służbowego. Sąd wyszedł z założenia, że pracownik w delegacji „jest w pracy” cały czas, dopóki taki wyjazd się nie skończy. To z kolei oznacza, że niezależnie co i z kim Xavier X. robił w swoim czasie wolnym, jego śmierć w trakcie seksu musi być uznana za wypadek przy pracy. Pracodawca ponosi taką samą odpowiedzialność, jak za każde zdarzenie, które miało miejsca w toku normalnych, codziennych czynności służbowych przez pracownika.
Co ciekawe, pierwotnie TSO toczyło spór z państwowym ubezpieczycielem zdrowotnym. To właśnie różnice zdań co do klasyfikacji całego zdarzenia zaprowadziło firmę przed sąd. Druga strona użyła przy tym ciekawego argumentu. Seksualność człowieka ma być zachowaniem równie naturalnym co chociażby spożywanie posiłku. Firma z kolei nie kwestionowałaby, gdyby Xavier X. zmarł w wyniku zadławienia w trakcie posiłku.
W Polsce firma TSO wygrałaby sprawę – nasze prawo wymaga związku pomiędzy wypadkiem a zleconym przez pracodawcę zadaniem
Warto pamiętać, że polskie prawo reguluje kwestię odszkodowań za wypadki w trakcie wyjazdów służbowych odmiennie. By takie zdarzenie uznać za wypadek przy pracy, musi pozostawać w ścisłym związku z samą podróżą, lub celem wyjazdu. Zgodnie z jednym z orzeczeń Sądu Najwyższego, ubezpieczeniowej ochronie podlegają te czynności, które są instrumentalnie konieczne do wykonania zadania zleconego przez pracodawcę. To z kolei sprawia, że śmierć w trakcie seksu praktycznie nigdy nie będzie uznana za wypadek przy pracy. W końcu niewiele jest branż, w których taki przejaw ludzkiej aktywności będzie choćby luźno związany z pracą.