Czasem za ingerencjami państwa w chociażby wolny rynek stoją szlachetne intencje. Niestety, te nie zawsze przekładają się na dobre rozwiązania prawne. Ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności wydaje się przykładem legislacji przygotowanej bardziej dla przypodobania się opinii publicznej, niż w celu rozwiązania jakiegokolwiek problemu. Zakładając optymistycznie, że faktycznie taki problem występuje.
Polacy uważają, że nasz kraj ma problem z marnowaniem żywności a odpowiedź stanowi ustawa wchodząca w życie 18 września
Uchwalona w lipcu ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności miała na celu wyeliminowanie sytuacji, kiedy sklepy wyrzucają zdatne do spożycia niesprzedane jedzenie. Trzeba przyznać, że w zachodnich społeczeństwach jest silne przekonanie, że mnóstwo żywności się marnuje. To z kolei powszechnie uważa się za coś złego. Przecież jedzenie można wykorzystać w inny sposób. Koronnym przykładem są głodujące dzieci przywoływane od czasu do czasu przez rozmaite opcje społeczne. Lubimy pomstować na szpitalne jedzenie. Są również jadłodajnie, potrzebujący, czy nawet więźniowie. W ostateczności: nawet na schroniska dla zwierząt. Nasza kultura zakłada pewien szacunek dla jedzenia jako takiego, wynikający nawet z religii chrześcijańskiej. Co więcej, strach przed głodem jest dość mocno zakorzeniony w naturę człowieka.
Warto sobie zadać pytanie, czy ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności faktycznie jest dokonać tu jakiegoś przełomu. Lektura wchodzących w większości w życie już 18 września przepisów nie naprawa optymizmem.
Podstawa dobrej legislacji do precyzyjne definicje – ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności takowe posiada
Przede wszystkim, ustawa w swoim art. 2 dość drobiazgowo definiuje kluczowe pojęcia. I tak marnowanie żywności to wycofywanie z dystrybucji żywności, która spełnia wymogi prawa żywnościowego. Mowa przede wszystkim o unijnym rozporządzeniu nr 178/2002. Jego art. 14 ustanawia wymogi w zakresie bezpieczeństwa żywności. Sprowadzają się one właściwie do tego, by sprzedawane na terenie Unii Europejskiej jedzenie było zdatne do spożycia przez ludzi, oraz nie było szkodliwe dla zdrowia.
W szczególności chodzi o produkty, które zbliżają się do swojego terminu przydatności, bądź ma na tyle uszkodzone opakowanie, że nie nadaje się do sprzedaży. Ot, przeznaczone jako odpady. Art. 2 pkt 2 ustawy określa jakie organizacje pozarządowe będą jej beneficjentami. W grę wchodzą trzy przypadki: pomoc społeczna, rodziny zastępcze i domy dziecka, oraz działalność charytatywna prowadząca żywienie zbiorowe – na przykład jadłodajnie.
Najważniejszą chyba definicją ustawową będzie „sprzedawca żywności”. To, czy ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności będzie miała zastosowanie wobec danego sklepu zależy od dwóch czynników. Po pierwsze: taki obiekt musi mieć powierzchnię co najmniej 250 m2. Czyli tyle, ile mają chociażby mniejsze dyskonty sieci Biedronka. Po drugie: przychody ze sprzedaży żywności muszą stanowić przynajmniej 50% wszystkich osiąganych przez dany sklep. Biorąc pod uwagę, że Polacy sprzęt gospodarstwa domowego wolą kupować w specjalistycznych sprzętach, można śmiało założyć, że przepisy ustawy obejmą większość dużych sklepów w Polsce. Warto przy tym zauważyć, że dotyczą one także hurtowni – i to autentyczny mocny punkt nowych przepisów.
Ustawa nakłada na sprzedawcę obowiązek przekazywania jedzenia organizacji pozarządowej zamiast jego utylizacji
Podstawowym obowiązkiem przez ustawę na sprzedawcę żywności jest obowiązek zawarcia umowy z organizacja pozarządową. Sprzedawca ma przekazywać nieodpłatnie organizacji żywność zdatną do spożycia zgodnie z przepisami prawa żywieniowego a nieprzeznaczoną do sprzedaży. Wyjątek stanowią produkty alkoholowe. Ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności przewiduje obowiązkowe elementy składowe takiej umowy. W szczególności czas i sposób przekazywania żywności, jej rodzaj, podział kosztów odbioru, czas obowiązywania umowy oraz sposób jej wypowiadania. W grę wchodzą również sytuacje, kiedy organizacja pozarządowa może odmówić przyjęcia przekazywanego jedzenia. Jeśli dojdzie do zerwania umowy, sprzedawca ma 14 dni na zawarcie nowej z inną organizacją.
Kolejnym obowiązkiem, jaki ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności nakłada na sprzedawcę jest prowadzenie kampanii edukacyjno-informacyjna. Ta ma dotyczyć tematyki racjonalnego gospodarowania żywnością oraz przeciwdziałania marnowaniu żywności. Sprzedawca musi taką kampanię prowadzić przynajmniej raz w roku, przez dwa tygodnie każdego dnia działalności handlowej. Jak się łatwo domyślić, odbiorcami kampanii mają być klienci.
Za nieprzekazanie organizacji pozarządowej jedzenia sprzedawca ponosi opłatę. To chyba najsłabszy element ustawy. Za każdą tonę zmarnowanej żywności, sklep teoretycznie musi przekazać 10 groszy. Przy czym podstawę obliczania opłaty stanowi nie całość, lecz 90% masy takiego jedzenia. W praktyce wychodzi więc 9 groszy na tonę. Opłata jest pomniejszona o koszty prowadzenia wspomnianej wyżej kampanii edukacyjnej, oraz o koszty transportu żywności do organizacji pozarządowej.
Dla opornych kary pieniężne, do 10 tysięcy złotych – to tak naprawdę niedużo
Organizacja pozarządowa również ma swoje obowiązki. Środki pochodzące z opłaty muszą zostać spożytkowane na wskazane w ustawie zadania, bądź na ich obsługę administracyjną. Co więcej, musi się rozliczać ze sprzedawcą z wykorzystania opłaty, oraz z rozmaitymi instytucjami państwowymi z korzystania z samej żywności. A także z samych informacji statystycznych o ilości marnowanej żywności jako takiej.
Ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności przewiduje także kary dla sprzedawców uchylających się od ciążących na nich obowiązków. W przypadku niezawarcia umowy z organizacja pozarządową mowa o karze pieniężnej w wysokości 5000 zł. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy zawarcie takiej umowy było niemożliwe a sprzedawca jest w stanie ten fakt wykazać. Za uchylanie się od obowiązku wniesienia opłaty na konto organizacji pozarządowej kara wynosi od 500 do 10 000 zł. Kary te, w drodze decyzji administracyjnej, wymierza wojewódzki inspektor ochrony środowiska. Z kolei nieskładanie obowiązkowych sprawozdań jest już wykroczeniem karanym grzywną.
Sankcje przewidziane przez ustawę nie wyglądają na zbyt skuteczne – wysokość kar i opłaty za marnowanie żywności są bardzo niskie
Warto się zastanowić, czy przepisy ustawy w ogóle będą skuteczne. Jej zakres podmiotowy jest odpowiednio szeroki, to trzeba przyznać. Obejmie te sklepy, które w założeniu ustawodawcy miała objąć. Problem w tym, że zarówno dyskonty, jak i hipermarkety starają się sprzedać towar teoretycznie niepełnowartościowy niemal do samego końca. Produkty o zbliżającym się terminie przydatności do spożycia, bądź o mocno uszkodzonym opakowaniu są po prostu przeceniane. To praktyka będąca dzisiaj właściwie standardem. Bardzo zresztą pożytecznym z punktu widzenia zarówno interesów sklepu, jak i potrzeb części konsumentów. Sieci detaliczne decyzję o wyrzuceniu takiej żywności podejmują najczęściej wówczas, kiedy termin mija. Taki produkt będzie najczęściej uznany za nienadający się do spożycia przez ludzi – a więc niepodlegający ustawowemu obowiązkowi. To oznacza, że będzie mógł trafić na śmietnik jak do tej pory.
Co więcej, produkty o krótkim terminie przydatności wycofane już ze sprzedaży organizacje pozarządowe niekoniecznie muszą zdążyć wykorzystać w porę. Jeśli tego nie zrobią, to jedzenie trafi w dokładnie to samo miejsce – na śmietnik. Optymistycznie zakładając, że nikt nie wpadnie na pomysł raczyć ludzi przeterminowanymi produktami. Należy również zwrócić uwagę na naprawdę niewysokie kary pieniężne. 10 tysięcy, z perspektywy sporego sklepu, nie jest jakąś astronomiczną kwotą. Z drugiej strony, ok. 10 gr. za tonę zmarnowanej żywności wydaje się stawką, najdelikatniej mówiąc, bardzo łagodną.
Ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności to tak naprawdę pozorne rozwiązywanie pozornego problemu
Trudno także cieszyć się z obowiązku przeprowadzania kampanii edukacyjnych względem klientów. Część pewnie potraktuje jego realizację jak drobną niedogodność, inni nawet niekoniecznie taką kampanię odnotują. Niektórzy, to trzeba przyznać, wyciągną z niej jakieś przydatne dla siebie informacje. Tyle tylko, czy marnowanie żywności to aby na pewno realny problem wymagający interwencji państwa i uświadamiania społeczeństwa? Polska jest już krajem rozwiniętym, eksporterem żywności. Możliwości naszego rolnictwa i przemysłu przetwórczego są na tyle duże, że plaga głodu stanowi dla Polaków abstrakcję. To że w innych zakątkach globu nie jest tak dobrze nie ulegnie zmianie – niezależnie od tego, czy będziemy jedzenie wyrzucać na śmieci, czy traktować z pełnym pietyzmem. Oszczędzając jedzenie nie pomagamy mieszkańcom mniej zamożnych krajów, choćby z przyczyn czysto logistycznych.
Czy to oznacza, że w Polsce nie ma ludzi biednych, borykających się z niedożywieniem? Są. Choć niekoniecznie tam, gdzie Polacy zwykli ich widzieć. Teoretycznie darmowe jedzenie stanowi pomoc dla organizacji pozarządowych mających pomagać tym ludziom. Żeby jednak ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywości faktycznie coś zmieniła na lepsze, do organizacji tych musi docierać dostatecznie dużo tej żywności. Tymczasem na przeszkodzie stoi, w mniejszej skali, logistyka. Oraz praktyki samych sieci handlowych – które wolą, by jedzenie trafiało jednak do klientów. Trudno mieć pretensje do przedsiębiorcy, że chce uzyskać zyski. Zwłaszcza, że dotychczasowy zwyczaj przeceniania towarów o kończącym się terminie przydatności stanowi sposób realnej walki z marnowaniem żywności. Nie sposób także nie zauważyć, że główną przeszkodą dla potrzebujących są same ceny żywności.Te pozostają bez związku z tym, dokąd trafia niesprzedane jedzenie.
Wydaje się, że ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności ma jedynie sprawiać wrażenie rozwiązywania problemu. Ot, piękny gest – ale tak naprawdę trochę pusty.