Prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz w roli posła miał tak udaną kadencję, że w tegorocznych wyborach nie udało mu się uzyskać reelekcji w bastionie PiS, Krośnie na Podkarpaciu. Z piątym miejscem na liście uzyskał dopiero dziewiąty wynik. PiS objął tam 8 mandatów.
Powszechne rozbawienie wywołał fakt, że nawet wśród najbardziej zadeklarowanych sympatyków partii, kandydatura Stanisława Piotrowicza okazała się nie do przyjęcia. Prawdopodobnie dziś wszyscy żałują, że jednak nie został posłem, ponieważ partia właśnie namaściła go na swojego kandydata do Trybunału Konstytucyjnego.
Stanisław Piotrowicz na sędziego Trybunału Konstytucyjnego
Przypomnijmy, że Stanisław Piotrowicz cieszył się bardzo dyskusyjną opinią w społeczeństwie, ze względu na swoją rolę w prokuraturze PRL-u. Był między innymi prokuratorem w okresie stanu wojennego dążącym do skazania opozycjonisty Antoniego Pikula. Gwoli sprawiedliwości należy jednak oddać, że zdaniem Pikula „Piotrowicz wobec niego zachowywał się przyzwoicie jak na komunistycznego prokuratora, działającego w stanie wojennym, a jego mowa oskarżycielska na rozprawie sądowej bardziej przypominała mowę obrońcy”. Piotrowicz był też członkiem PZPR. Ja również słyszałem na temat Piotrowicza kilka historii, których prawdziwości nie jestem w stanie zweryfikować, natomiast eufemistycznie mówiąc na pewno nie zwiększyły mojej sympatii do tej postaci sceny politycznej.
Dla mojego pokolenia Piotrowicz jest przede wszystkim twarzą największego kryzysu konstytucyjnego, którego byliśmy świadkami, firmując chaos w związku z wyborem sędziów Trybunału Konstytucyjnego, brak drukowania wyroków TK, a także sytuację, w której znajdujemy się dziś – z bardzo poważnym dylematem, czy działający Trybunał Konstytucyjny można w ogóle uznać za legalny, a jego orzeczenia za źródło prawa w Polsce. To Trybunał nie tylko zrugany instytucjonalnie, ale też ociężały w swojej pracy, oparty na osobach o niekiedy kwestionowanym dorobku w pracy prawniczej, a także oskarżany o powiązania towarzyskie z elitami władzy.
Powołanie Stanisława Piotrowicza do grona sędziów Trybunału Konstytucyjnego, biorąc pod uwagę jego PRL-owską przeszłość oraz negatywny wkład w niedawny kryzys konstytucyjny, wydaje się zatem wybitnie nie na miejscu, pokazuje kompletny brak wrażliwości społecznej PiS, brak odpowiedzialności za państwo i brak woli wygasza konfliktu wokół Trybunału. Kandydaturę tę oceniam bardzo negatywnie.
Wątpliwości rodzi także kandydatura Krystyny Pawłowicz
Nie jest prawdą, że będąca postacią z pogranicza popkultury Krystyna Pawłowicz jest złym prawnikiem – była przez lata profesorem WPiA Uniwersytetu Warszawskiego. Jednak w mojej ocenie Pawłowicz przekreśliła swoją kandydaturę m.in. głosując za przepisami, które sama i świadomie uznawała za niekonstytucyjne.
Z powodu umowy politycznej będę głosowała tak jak mój klub. Natomiast podzielam w pełni pogląd ministra Warchoła i uważam, że zapis jest wprost jaskrawie sprzeczny z konstytucją w swoim brzmieniu
– mówiła w 2017 roku.
Wobec sędziów Trybunału Konstytucyjnego, prócz wymogów dotyczących obywatelstwa, wieku wykształcenia i doświadczenia, niezbędne jest niezwykle ogólnikowowo sformułowane stwierdzenie konieczności posiadania „nieskazitelnego charakteru”. Dekadę temu, przy okazji PO-wskiego ministra Andrzeja Czumy, tak nieskazitelny charakter próbował definiować Naczelny Sąd Administracyjny:
Nieskazitelny charakter to całokształt cech indywidualnych, zdarzeń i okoliczności składających się na wizerunek osoby zaufania publicznego. Nie bez znaczenia są fakty ze sfery pozazawodowej, naganne z punktu widzenia opinii publicznej
W moim przekonaniu biografie, chociażby te najnowsze, w przypadku Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza, przesłankę posiadania nieskazitelnego charakteru stawiają pod bardzo dużym znakiem zapytania. Ich potencjalne nominacje wywołują ogromne oburzenie społeczne, a sędzia Trybunału Konstytucyjnego nie powinien być kimś, kto budzi takie kontrowersje. Jeśli to już koniecznie musi być postać ze świata polityki, powinna to być postać formatu Tadeusza Mazowieckiego czy Lecha Kaczyńskiego, które pomimo sporu politycznego budziły szacunek nawet wśród swoich oponentów. Tymczasem odnoszę wrażenie, że przed nominowaniem postaci pokroju Jerzego Urbana czy Jacka Kurskiego do Trybunału Konstytucyjnego, chroni nas głównie brak wykształcenia prawniczego tychże.