Polski, angielski, matematyka, religia i… „Udział we Mszy świętej” – to przedmioty z jednej ze szkół podstawowych w Ostrołęce. Przedmiot, za który dzieci dostają oceny. Tylko czy obowiązek udziału we Mszy da się pogodzić z polskim prawem?
Pewien rodzic uczęszczającego do podstawówki w Ostrołęce dziecka dokonał zaskakującego odkrycia. Otóż przeglądając elektroniczny dzienniczek swojej pociechy odkrył, że w wykazie zajęć jest nie tylko religia, ale też… „Udział we Mszy świętej”. Mało tego – z obu przedmiotów wystawiane są oceny.
Oczywiście rodzi się wiele pytań. Skoro w dzienniczku widnieje ocena, to czy w podstawówce jest… obowiązek udziału we Mszy? Jeśli tak, to jak sprawdzana i oceniana jest ta obecność? Jeszcze lepszym pytaniem jest jednak to, jaka jest w ogóle podstawa prawna rozliczania dziecka z chodzenia do kościoła.
A może rozliczanie uczniów z uczestnictwa w nabożeństwach to nowa, świecka (sic!) tradycja?
W każdym razie sprawą szybko zajęły się lokalne media, w tym serwis „Moja Ostrołęka”. Dziennikarze zapytali, czy uczniowie podstawówki będą rozliczani z chodzenia do kościoła na takiej zasadzie, jak z odmiany przypadków czy znajomości tabliczki mnożenia.
Obowiązek udziału we Mszy św. A może to tylko nadgorliwość?
Dziennikarzom serwisu na szczęście szybko odpowiedział urzędnik z miejskiego ratusza w Ostrołęce. Przytomnie zauważył, że rozporządzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej nic nie mówią. – Jest tam mowa o przedmiocie religia/etyka, a nie „religia- uczestnictwo we mszy świętej” – mówił Piotr Potulski z UM w Ostrołęce. Przypomniał też, że nawet jeśli chodzi o religię, to na ocenę ucznia powinien wpływać tylko i wyłącznie stan wiedzy, a nie uczestnictwo w nabożeństwach. Poza tym, w końcu Konstytucja „gwarantuje każdemu obywatelowi wolność sumienia i wyznania”.
Problem w tym, że urzędnik nie zapowiedział, że przyjrzy się tej sprawie. Nie wypowiedziała się też dotychczas sama szkoła.
Może to tylko burza w szklance wody. Może ktoś się pomylił, może ktoś coś źle gdzieś wpisał. Ale w takim przypadku przydałoby się jakieś oświadczenie.
Bo możliwe jest też zgoła inne wytłumaczenie. Że dyrektor szkoły doskonale wiedział, co robi, rozliczając dzieci z chodzenia do kościoła. Patrząc na coraz silniejszy sojusz „tronu i ołtarza” w Polsce wcale nie przecież tak bardzo by nie zdziwił sojusz dyrekcji szkoły z katechetą.