Co jest gorszym przewinieniem? Nieskasowanie biletu w autobusie czy zignorowanie parkometru? Przez lata utarło się, że to kara za jazdę na gapę w komunikacji miejskiej musi być bardziej dolegliwa. Kierowcy tymczasem płacili raczej symboliczne kilkadziesiąt złotych. Opublikowany właśnie raport Obserwatorium Polityki Miejskiej pokazuje, że tendencja ta w niektórych miastach zaczęła się odwracać. Ale wciąż wyrównane kary dla pasażerów i kierowców to raczej wyjątek od reguły.
Kara za jazdę na gapę – gdzie jest najbardziej sprawiedliwa?
Zacznijmy więc właśnie od wyjątków. Władze Gdańska kilka miesięcy temu, wprowadzając serię rewolucyjnych zmian w polityce parkingowej miasta, zdecydowały też o podwyższeniu kar za nieopłacenie postoju. Opłata wzrosła gwałtownie – z 50 do 200 złotych. Jak tłumaczyli to urzędnicy? Właśnie próbą wyrównania sposobu traktowania karanych. Bo kara za jazdę na gapę w komunikacji miejskiej wynosi w Gdańsku 190 złotych. W praktyce stara regulacja dawała kierowcy możliwość zebrania aż czterech mandatów za parking, by zrównać się opłatą z gapowiczem. W podobnym kierunku poszedł Wałbrzych (tu również kierowcy będą teraz płacić 200 złotych) i Tarnów (podwyżka do 150 złotych). Jednak na mapie, którą widzimy poniżej, miejsc gdzie jest chociaż pewna równowaga, wciąż jest niewiele.
Przykład skrajnie ostrego traktowania gapowiczów w komunikacji miejskiej to przede wszystkim Szczecin. Kara za jazdę na gapę wynosi tu aż… 400 złotych! Dla porównania, opłata dodatkowa za brak biletu parkingowego to w stolicy Pomorza Zachodniego 50 złotych, a jeśli kierowca szybko ją uiści, to nawet… 30. Ostre sankcje za brak ważnego biletu w komunikacji zbiorowej mają też Płock – 320 złotych oraz Olsztyn i Białystok – 300 złotych. W Warszawie z kolei kara za jazdę na gapę to 38-krotność jednorazowego biletu, czyli 266 złotych. Kierowca, który w stolicy nie zapłaci w parkometrze, musi zapłacić jedynie 50 złotych. Nieco bliżej równowagi są takie miasta jak Radom, Koszalin czy Przemyśl.
Pasażerowie mają trzy razy gorzej niż kierowcy
Z raportu Obserwatorium Polityki Miejskiej wynika, że średnio pasażer komunikacji miejskiej dostaje trzy razy bardziej srogą karę niż kierowca. „Jest teraz dobry moment na podniesienie opłat parkingowych albo przynajmniej opłat za brak biletu parkingowego. Samorządy narzekają, że zabrano im wpływy z budżetu państwa obniżając niektóre daniny publiczne. Ale najczęściej szukają rekompensat w podnoszeniu opłat takich jak opłata za wywóz śmieci czy cena biletu komunikacji publicznej”, mówi Paweł Górny z OPM. Relacje kar pasażerskich do kar wobec kierowców obserwatorium uznaje za skandaliczne. I postuluje do samorządów, by poszły drogą tych, które odważyły się je zrównoważyć.
Oczywiście, o ile równościowe postulaty wydają się tu logiczne, to praktyka pokazuje że sytuacja kierowcy i pasażera nie jest do końca taka sama. Ile razy każdemu z nas zdarzyło się, że opłaciliśmy na przykład godzinę parkingu, poszliśmy do urzędu, a tam w kolejce straciliśmy półtorej godziny. I zawsze ten wybór: wychodzimy z urzędu, tracimy kolejkę i płacimy za parking? Czy liczymy na to że koło naszego auta nie przejdzie kontroler? W komunikacji miejskiej takich dylematów nie ma. Jeśli kończy nam się bilet piętnastominutowy, możemy kupić następny. Sprawę nieco upraszcza to, że dziś coraz więcej kierowców korzysta z aplikacji do mobilnego płacenia za parking. Nie możemy jednak wymagać od każdego by je posiadał, szczególnie jeśli mamy do czynienia z osobami w podeszłym wieku.
Zmiany są nieuniknione?
Wiele polskich miast z zainteresowaniem patrzy teraz na to, jak na przykład w Gdańsku przyjmie się radykalna podwyżka opłat za brak biletu parkingowego. Samorządy dziś liczą każdy grosz, a umiejętne zaplanowanie działania strefy płatnego parkowania to skuteczny sposób na podratowanie budżetu. Interesujące jest to czy drakońskie kary odstraszą kierowców-naciągaczy? A może oburzą turystów, którym taki nieświadomy błąd może zepsuć wyjazd? Ciekawe jak za pięć lat będzie wyglądał podobny raport Obserwatorium Polityki Miejskiej. Niewykluczone, że równowaga stawek przestanie już być wyjątkiem potwierdzającym regułę.