Budowy gazociągu Nord Steam 2 nie była w stanie zatrzymać polska dyplomacja. Nie chciała tego uczynić Unia Europejska. Tymczasem amerykańskie sankcje dla firm biorących udział w przedsięwzięciu może je znacząco spowolnić. Nawet jeśli to zgodne z naszą racją stanu, to czy nie jest to zbytnia ingerencja w sprawy europejskie?
Gazociąg Nord Stream według polskiej dyplomacji stanowi kolejne narzędzie politycznego nacisku dla Kremla
Budowa drugiej nitki gazociągu Nord Stream od samego początku stanowiła źródło sporu w obrębie Unii Europejskiej. Z jednej strony są interesy państw nadbałtyckich oraz Polski – stanowczo sprzeciwiających się budowie. Powodem jest potencjalne zwiększenie uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu. To z kolei miałoby pozwolić Moskwie śmielej sobie poczynać z sąsiadami.
Na drugim końcu mamy Niemcy, które długo przekonywały że mowa o czysto gospodarczym projekcie bez żadnych większych politycznych konsekwencji. Dopiero niedawno kanclerz Angeli Merkel wymsknęło się, że Nord Stream 2 jak najbardziej takowe ma. Niemcy na gazociągu miałyby wiele zarobić. Kraj ten stanowiłby w końcu głównego odbiorcę i reeksportera rosyjskiego gazu.
Trzeba przy tym przyznać, że nie te same argumenty po obydwu stronach przytaczano już w przypadku Nord Stream 1. Od tego czasu Rosja zdążyła między innymi dokonać aneksji Krymu.
Amerykańskie sankcje potencjalnie mogą zdziałać to, czego nie chciała zrobić Unia Europejska
Instytucje Unii Europejskiej nie były w stanie poważnie zagrozić budowie. Na nic unia energetyczna czy zabiegi między innymi polskiej dyplomacji. Wiele wskazuje zresztą na to, że państwa zachodnie niekoniecznie się w ogóle do tego garnęły. Francja na przykład miała wspierać budowę gazociągu w zamian za poparcie dla ACTA 2.
Jedynym istotnym ograniczeniem narzuconym Niemcom i Rosjanom w ostatnich latach było objęcie budowy gazociągu przepisami unijnej dyrektywy gazowej. Gazprom już zaczął się zastanawiać jak by tu jej odejść, gdy na horyzoncie pojawiły się prawdziwe problemy – amerykańskie sankcje.
Agresywne posunięcia Rosji w Europie, oraz także jej zaangażowanie na Bliskim Wschodzie, skłaniają do działania Stany Zjednoczone. Zwłaszcza, że administracja prezydenta Donalda Trumpa jednak jest zainteresowana wzmocnieniem obronności Europy Wschodniej – w domyśle: przed ewentualnymi aspiracjami Moskwy. Waszyngton odbiera Nord Stream jako narzędzie gospodarczego nacisku Kremla na Europę. Zwiększają w końcu uzależnienie kontynentu od rosyjskiego gazu.
Jak podaje Rzeczpospolita, amerykańskie sankcje zostały wpisane do budżetu Pentagonu na 2020 r. Taki manewr zastosowano po to, by móc wdrożyć je tak szybko, jak to tylko możliwe. Ma to na celu faktyczne zaszkodzenie budowie gazociągu. Spowolnienie jej, bądź w ogóle uniemożliwienie. Stany Zjednoczone zamierzają objąć sankcjami wszystkie firmy, które biorą udział w budowie. Co więcej, obejmują także drugi, południowy gazociąg – „Turecki Potok”.
Objęte sankcjami firmy nie będą mogły prowadzić działalności w Stanach Zjednoczonych a nawet prowadzić transakcji w dolarach
Co czeka przedsiębiorstwa budujące rosyjskie gazociągi? Przede wszystkim zakaz prowadzenia biznesu w Stanach Zjednoczonych, oraz zamrożenie aktywów. Amerykańskie sankcje dotyczą także osobiście kierownictwa poszczególnych podmiotów. W grę wchodzi również uniemożliwienie im prowadzenia transakcji w dolarach amerykańskich.
Przedstawiciele inwestora, należącej do Gazpromu spółki Nord Stream AG, poinformowali już, że zdążył wykruszyć się wykonawca robót – szwajcarska spółka Allseas. Wstrzymano prace przy układania rur na dnie Bałtyku. Nord Stream AG zapewnia przy tym, że będzie pracować nad zakończeniem budowy w możliwie jak najkrótszym terminie.
Warto przy tym wspomnieć o poczuciu humoru ze strony przedstawicieli spółki. Przekonują oni, że „skończenie projektu jest nadzwyczaj ważne dla bezpieczeństwa dostaw energetycznych do Europy„.
Niemcy protestują, Rosjanie apelują do Unii Europejskiej o wsparcie a tymczasem Polska z krajami nadbałtyckimi cieszą się z sukcesu
Rosjanie tymczasem przekonują, że obydwa gazociągi zostaną ukończone zgodnie z planem pomimo sankcji. Kreml jednak oczekuje wsparcia ze strony zarówno państw europejskich, jak i rządu Szwajcarii. Wiele jednak wskazuje na to, że nie spodziewali się tak drastycznego posunięcia ze strony Stanów Zjednoczonych.
Jak się łatwo spodziewać, amerykańskie sankcje wzburzyły przedstawicieli Niemiec. Uważają takie posunięcie Waszyngtonu za niedopuszczalną ingerencję w wewnętrzne sprawy ich kraju oraz Unii Europejskiej. Także Bruksela zamierza dokładnie przeanalizować wpływ sankcji na europejskie przedsiębiorstwa.
Oczywiście, Polska i kraje nadbałtyckie całym sercem popierają amerykańskie sankcje. Traktują je jako realną pomoc ze strony sojusznika w uporaniu się z realnym problemem. Tych państw nie przekonują argumenty o dywersyfikacji dostaw gazu do Europy. Nie ma się co dziwić – gaz pochodzący z Rosji nie przestanie być rosyjski tylko dlatego, że popłynie innym niż do tej pory gazociągiem.