W czasie kryzysów, jak wiadomo, ludzie wyjątkowo chętnie sięgają po używki. W czasach koronawirusowej epidemii swój czas ma marihuana. Klienci kupują ją na potęgę i robią zapasy na wiele miesięcy. Niczym… papier toaletowy.
Epidemia wirusa sprawia, że nie wychodzimy z domów – a przynajmniej powinniśmy to robić. To jak najbardziej rosądne – ale co tu dużo mówić, Netflix się w pewnym momencie nudzi. No i dochodzi stres. Ciągle nie wiemy, ile ta cała sytuacja potrwa i jak wpłynie na naszą gospodarkę.
Co więc robią ludzie na całym świecie, żeby się odstresować? Tak, kupują marihuanę, która jest już legalna w wielu częściach zachodniego świata. Jak się okazuje, w wielu krajach ludzie robią nawet „zielone zapasy” – tak, aby mieć pewność, by używki starczyło na wiele miesięcy.
Legalna marihuana a koronawirus
„Sprzedaż poszybowała w kosmos” – opowiada właściciel serwisu Dutchie w rozmowie z amerykańskim „Business Insiderem”.
Serwis pozwala znaleźć najbliższy punkt w USA z legalną marihuaną – lub kuriera, który dowiezie używkę bezpośrednio pod drzwi klienta.
Gdy prezydent Donald Trump ogłosił, że epidemia koronawirusa jest „narodowym kryzysem” w USA, w jeden tylko weekend platforma Dutchie zanotowała 50 tys. transakcji – za łączną kwotę ok. 5 mln dol. Jak dodał, po weekendzie było jeszcze lepiej – niemal codziennie na serwisie był bity kolejny rekord. A wartość przeciętnego zamówienia wzrosła o ok. 20 proc.
Wygląda więc na to, że ludzie nie są pewni, czy marihuana nie będzie towarem deficytowym w najbliższym czasie. Dlatego wolą się „ubezpieczyć”.
Jak donoszą amerykańskie media, również stacjonarne sklepy, gdzie można kupić legalnie marihuanę, przeżywają prawdziwe oblężenie. Kolejki są jak u nas do… aptek.
W Europie trend kupowania marihuany „na zapas” też jest ponoć wyraźny – choć nie przybrał jednak takich rozmiarów jak w USA. Jednak w Amsterdamie pod słynnymi „coffeeshopami” też wyrastają spore kolejki.
A jak jest w Polsce? Na razie nie słychać, by ludzie masowo u nas robili zapasy używek – zarówno tych u nas legalnych, jak i tych ciągle zabronionych. Jednak przedłużająca się epidemia może przecież sprawić, że Polacy będą się chcieli „odstresowywać” za pomocą używek. Pytanie, czy nie zaprowadzi nas to do kolejnego rozdziału koronawirusowych problemów.