Będąc w środku epidemii koronawirusa stanęliśmy w obliczu dość poważnego problemu w postaci konieczności organizacji wyborów prezydenckich.
Mamy w Polsce bardzo poważny kryzys konstytucyjny
Konstytucja mówi bowiem wprost, że najwyższy czas organizować wybory prezydenckie, w związku z kadencją Andrzej Dudy, która wygasa w sierpniu. Konstytucyjnym terminem organizacji wyborów powinna być więc data ustalona w maju. I tak też było – pierwotnie miały odbyć się 10. maja.
Tradycyjne głosowanie w lokalach wyborczych wydaje się obecnie najmniej rozsądną formą przeprowadzenia wyborów. Z jednej strony od miesiąca siedzimy w domach, izolujemy się od siebie, rezygnujemy ze sporej części naszych wolności. A teraz zorganizujemy sobie event, gdzie – w teorii – wszyscy pełnoletni obywatele kraju będą przychodzić do jednego skupiska bakterii, a następnie wracać do domu. W teorii brzmi to jak koronaparty, pomysł raczej na to, jak w jeden dzień zarazić większość Polaków, niż unikać rozprzestrzeniania choroby.
Opozycja apeluje, by władza skorzystała z konstytucyjnego uprawnienia do wprowadzenia stanu wyjątkowego lub stanu klęski żywiołowej, który z automatu odsunie wybory prezydenckie w czasie. PiS jednak nie chce tego zrobić, ponieważ czas gra na jego niekorzyść. Konsekwencje koronawirusa w końcu zaczną się odbijać na władzy i na ich gruncie Andrzej Duda może przegrać kolejne wybory. Im szybciej do nich dojdzie, tym lepiej. Pisałem o tym w artykule „stan wyjątkowy niby jest, a jednak go nie ma” wskazując, że tak naprawdę żyjemy obecnie w stanie wyjątkowym, którego po prostu formalnie nie wprowadzono. Z drugiej strony martwią autorytarne zapędy Jarosława Kaczyńskiego, które uzewnętrzniają się w polityce jego partii od początku pierwszej kadencji. Istnieje ryzyko, że po wprowadzeniu stanu wojennego, instytucja ta mogłaby być nadużywana w sposób antydemokratyczny.
Jednym z rozwiązań proponowanych przez koalicjanta PiS – Jarosława Gowina – jest zmiana Konstytucji w taki sposób, by wydłużyć kadencję prezydenta Dudy do 7 lat, ale potem nie będzie on mógł się ubiegać o reelekcję. Majstrowanie przy Konstytucji zawsze jest jednak niezwykle drażliwym i dyskusyjnym tematem.
Z kolei Prawo i Sprawiedliwość prze do wyborów na zasadzie „po trupach do celu” i wymyśliło wybory korespondencyjne organizowane przez Pocztę Polską. Poczta jest do tego organizacyjnie nieprzygotowana, eksperci wskazują, że takie wybory niosą za sobą ryzyko sanitarne, będą trudne w przeprowadzeniu, a – co gorsza – nie będą spełniały warunków demokratycznych wyborów, o czym alarmuje zresztą OBWE. Ich „tajność” stoi pod wielkim znakiem zapytania, skoro do koperty wrzucamy nasze dane osobowe i preferowanego kandydata. Ludzie się boją głosować na osobę niezwiązaną z PiS, co może dziwiłoby mnie, gdybym sam rano nie opisywał historii dziennikarza Witolda Gadowskiego, który szantażem zmuszał Jarosława Gowina do lojalności wobec partii. Bantustan.
Andrzej Duda może się podać do dymisji
Jest jednak pewna konstrukcja, która w ramach obowiązującego prawa może nam pozwolić na zyskanie dodatkowych blisko trzech miesięcy. Konstytucja przewiduje bowiem zrzeczenie się urzędu przez prezydenta. W przypadku zrzeczenia się przez prezydenta z urzędu, Marszałek Sejmu pełni jego obowiązki, a także wskazuje nowy termin wyborów:
Wybory Prezydenta Rzeczypospolitej zarządza Marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta Rzeczypospolitej, a w razie opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej – nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu, wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów.
Gdyby więc Pan prezydent Andrzej Duda zrzekł się swojego mandatu na przykład w dniu 9 maja, pojawiłaby się przed nami konstytucyjna możliwość rozpisania wyborów prezydenckich w terminie do 74 (14 dni + 60) dni. Dałoby nam to czas na przygotowanie rozsądnych wyborów korespondencyjnych, internetowych lub przede wszystkim stworzenie warunków sanitarnych do wyboru prezydenta w normalnych okolicznościach.
Próbowałem sondować zaprzyjaźnionych mniej lub bardziej prawników co do statusu prawnego takiego rozwiązania. Zdania były podzielone, ponieważ data wyborów została już ustalona. Część twierdziła, że w związku z tym termin 10 maja jest wiążący, ale inni uważali, że opróżnienie urzędu nakłada na Marszałku Sejmu obowiązek ustalenia nowej daty wyborów. Nie jestem konstytucjonalistą, ale też dla konstytucjonalistów nie jest to przecież materia dobrze znana. Brak praktyki czy orzecznictwa w tej sprawie pozwala nam zatem na kreatywne korzystanie z dostępnych przepisów pod sytuacje, które są teraz dla nas korzystne.
PiS nie w taki sposób naginał, a nawet łamał Konstytucję, by w tym wypadku zastanawiać się nad prawną niemożnością takiego rozwiązania. Co więcej, Elżbieta Witek będąca obecnym Marszałkiem Sejmu, jest oczywiście człowiekiem PiS, więc partia nie byłaby w tym zakresie w żaden sposób stratna. Andrzej Duda mógłbym z kolei z powodzeniem ubiegać się o kolejną kadencję.
Czy to jest dobre rozwiązanie? Tego nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że dobrych rozwiązań i tak nam brakuje.