Jak się ma demokracja w Polsce? Niezbyt dobrze – a przynajmniej tak to widzi renomowany amerykański think tank Freedom House. Amerykanie oficjalnie nas sklasyfikowali jako „półskonsolidowaną demokrację”.
Demokracja w Polsce ma się świetnie – przekonują politycy i sympatycy PiS, nawet w sytuacji, gdy na kilka dni przed wyborami nie wiadomo, na jakiej zasadzie się one odbędą (a
terminowość Poczty Polskiej pozostawia przecież wiele do życzenia). Z kolei część opozycji przekonuje, że Polska jest już dyktaturą od lat, a przynajmniej od czasów pierwszych awantur o
Trybunał Konstytucyjny.
Skoro Polacy się tu nie zgadzają, to może warto zobaczyć, co sądzą na ten temat amerykańscy specjaliści? Na przykład ci z Freedom House, którzy co roku przyglądają się stanowi demokracji w postkomunistycznych krajach?
Analityków z tego ośrodka można by ironicznie nazwać symetrystami. Bo ani nie uważają, że demokracja w Polsce jest, ani nie uważają, że jej nie ma. Klasyfikują za to nasz kraj jako „półskonsolidowaną demokrację”.
Na miano pełnej demokracji Polska według Freedom House już nie zasługuje – przede wszystkim ze względu na ataki na sądownictwo oraz na poszczególnych sędziów. Taką samą łatkę organizacja z USA przyznała takim krajom jak Bułgaria,
Rumunia czy Chorwacja.
Mogło być jednak gorzej – Węgry, Ukraina czy Gruzja są traktowane przez waszyngtońskich think tank jako „hybrydowe reżimy”. A to coś pomiędzy pół-demokracją a autorytaryzmem.
Demokracja w Polsce. Jest gorzej niż w Czechach czy na Słowacji
Często lubimy o sobie w Polsce myśleć jako o wojownikach o wolność. W końcu to u nas były wielkie protesty przeciw komunistycznej władzy, to u nas narodziła się „Solidarność”. Teraz jednak jeśli chodzi o demokrację, to jesteśmy daleko w tyle za innymi krajami regionu. Za demokratyczne Freedom House uznał Czechy, Słowację, Słowenię i wszystkie kraje bałtyckie.
Warto jednak pamiętać, że oceniany był rok przed epidemią, a więc i przed całą awanturą o wybory kopertowe. Niewykluczone więc, że w kolejnym raporcie już „dogonimy” Węgry. I wtedy już faktycznie będziemy mieli „Budapeszt w Warszawie”.
Fot.: Kancelaria Premiera/Flickr