Warszawski Sanepid nałożył karę administracyjną jedynie w jednym procencie wszystkich wypadków, o których się dowiedział. Czy to znaczy, że sytuacja nie jest taka zła, a organy zachowują się rozsądnie? Bynajmniej.
Ile kar administracyjnych nałożył Sanepid w związku z koronawirusem?
Na pewnym etapie wprowadzania koronawirusowych restrykcji, wyrażających się m.in. w zakazie przemieszczania się, czy wstępu do lasu, w polskim prawie pojawiła się możliwość wystawiania kar administracyjnych za złamanie „koronawirusowych” regulacji.
Poddając zarazem w wątpliwość faktyczność istnienia zasady ne bis in idem polegacej na niemożności karania dwa razy za to samo, bowiem połączyły się dwie płaszczyzny odpowiedzialności – karna i dużo surowsza (również karna), wynikająca bezpośrednio z prawa administracyjnego.
Czyny – jak przemieszczanie się „bez ważnego powodu” – za które teoretycznie groziło (pomijając kwestię legalności zakazów, nakazów i ograniczeń) do 5 tys. złotych grzywny, objęte zostały karami administracyjnymi, które zaczynały się nierzadko na 5000 złotych, a kończyły nawet na 30 000 złotych.
Kara administracyjna a koronawirus
Kara administracyjna nałożona w formie decyzji administracyjnej po przeprowadzeniu postępowania administracyjnego jest uznaniowym działaniem organu administracji, podczas którego „obwiniony” nie ma prawa do tłumaczenia się przed sądem, nie ma możliwości przeprowadzenia dowodów i w końcu uznanie jego „winy” i zobowiązanie go do zapłaty kilku tysięcy złotych nie musi być poprzedzone wyrokiem sądu.
„Wyborcza” ustaliła, że w okresie obowiązywania najsurowszych ograniczeń (do 3 maja) warszawska policja skierowała do miejscowego Sanepidu ok. 1100 notatek służbowych, uprzejmie donoszących organowi o złamaniu przez obywateli zasad przemieszczania się czy też zakazu wstępu do parku czy lasu.
Okazuje się jednak, że spośród wszystkich 1100 wniosków nałożono jedynie dziesięć kar na łączną kwotę 100 000 złotych. Czy to oznacza, że wszystko jest „w porządku”, skoro kary nie były często nakładane?
Oczywiście, że nie!
Sytuacja, w której zobowiązanie obywatela do uiszczenia tytułem kary znacznej kwoty pieniędzy (wyższej, niż przewiduje jako maksymalną jej wysokość Kodeks wykroczeń) zależy wyłącznie od dobrej woli urzędnika jest naganna. Fakt, że warszawski Sanepid okazał się łaskawy w żadnym stopniu nie usprawiedliwia istnienia takich przepisów.
Nie winię Sanepidu, że wykonuje przewidziane prawem obowiązki, ale nie wiem co przyświecało ustawodawcy, że z pominięciem istniejących ram i reguł wprowadził swoistego straszaka, w którym „na chłopski rozum i tak wiadomo o co chodzi”. Wszelkie normy o charakterze represyjnym powinny spełniać szereg wymogów, a sam obywatel musi być pewny, co może go czekać ze strony państwa.
Warto zauważyć, że stosowanie kar administracyjnych zostało w dzisiejszej rzeczywistości prawnej maksymalnie zawężone – głównie do osób, które skierowano na przymusową kwarantannę, ale oczywiście nie tylko. Szerokie zagrożenie wielotysięcznymi karami zniknęło tak szybko, jak najbardziej kontrowersyjne zakazy: przemieszczania się, czy wstępu do lasu. Pytanie na ile wycofanie regulacji wynikało z chęci odmrażania, a na ile ze świadomości wątpliwej konstytucyjności rozwiązań.