Tak, to będzie bardzo ostra końcówka bardzo ostrej kampanii. Ale też czas wyjątkowych polityczno-gospodarczych wygibasów. Bo i Andrzej Duda, i Rafał Trzaskowski muszą przekonać do siebie ponad połowę wyborców, by wygrać w II turze. A to oznacza często karkołomne zagrywki. Co nas czeka przed drugą turą? Sprawdźmy.
Co nas czeka przed drugą turą?
Pozornie kalkulacja jest bardzo prosta. Prawicowy kandydat Andrzej Duda musi zebrać 8-9% nowych głosów (bierzemy na razie pod uwagę exit poll), więc w pierwszej kolejności może liczyć na 7% Krzysztofa Bosaka. Rafał Trzaskowski ma podstawy sądzić, że poprze go zdecydowana większość wyborców Szymona Hołowni (bardzo duża grupa!) czy Roberta Biedronia. Ale nic nie jest takie proste, bo kandydaci którzy odpadli z rywalizacji mają wiele wyrazistych punktów w programie, które mogą być niewygodne zarówno dla Dudy, jak i Trzaskowskiego.
Gdzie wyborców szukać będzie Andrzej Duda?
Elektorat Krzysztofa Bosaka to wbrew pozorom bardzo zróżnicowana grupa. Jest tam wielu narodowców, którzy bez wahania zagłosują na PiS. Ale jest też równie wielu wolnorynkowców, którzy brzydzą się rozbuchanym socjalem Prawa i Sprawiedliwości. I to próba ich pozyskania może być dla Andrzeja Dudy bardzo ciężka. Bo prezydent już w niedzielny wieczór zaczął napomykać o czternastej emeryturze. Czyli zapewne planuje przed drugą turą, dość tradycyjnie, dorzucić nową (akurat w tym przypadku raczej nie tak nową) obietnicę socjalną. A to może zwolenników Janusza Korwin-Mikke mocno wkurzyć.
Oczywiście Duda będzie chciał też pozyskać Konfederatów uderzając znowu w tony światopoglądowe. Może wyciągnie znowu sprawę „ideologii” LGBT czy uchodźców. Tylko że PiS nie potrafi na te tematy mówić językiem wielu Konfederatów. Robi to w sposób nieudolny, nieoczytany, żeby nie powiedzieć prostacki. A wyborcy Konfederacji to ludzie dużo bardziej oczytani od betonowego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Wielu z nich nie zgadza się z postulatami LGBT, ale nie uważa że trzeba z odmiennościami seksualnymi walczyć tępymi argumentami.
Wyborcy Konfederacji to w dużej mierze młode osoby. Niespecjalnie interesujące się tym, co było „przez osiem ostatnich lat”. To też może być problem dla Andrzeja Dudy, który dla młodych wyborców Krzysztofa Bosaka jest po prostu kimś, kto rządzi od pięciu lat i powinien się wynieść. Dlatego sztabowcy PiSu muszą zagrać bardzo sprytnie, by o te bosakowe 7% zawalczyć.
Duda ma szansę przyciągnąć do siebie jakąś część wyborców Władysława Kosiniaka-Kamysza. Ale to dość niewielka grupa, bo szef PSL zdobył zaskakująco mało głosów. Choć mogą oni mieć znaczenie przesądzające przy rywalizacji „łeb w łeb” 12 lipca. Na wyborców Szymona Hołowni czy Roberta Biedronia Duda raczej nie ma co liczyć.
Gdzie wyborców szukać będzie Rafał Trzaskowski?
Prezydent Warszawy już w pierwszych minutach powyborczego przemówienia wyciągnął rękę do wyborców Krzysztofa Bosaka. Dziwnie to brzmi w ustach tak proeuropejskiego polityka, bo Konfederacja – najdelikatniej mówiąc – miłością do UE nie pała. Ale też obecność Polski we wspólnocie europejskiej nie jest dziś głównym tematem kampanii, więc jest szansa że bosakowcy nie będą na tę „wadę” kandydata KO zwracać uwagę. Trzaskowski mógłby co prawda liczyć na wspomnianych przeze mnie wyżej „antysocjalistów” z Konfederacji, problem w tym że przez ostatnie dni sam też trochę socjalnych obietnic złożył. Dlatego niewykluczone, że prezydent Warszawy będzie przede wszystkim pracował na demobilizację elektoratu Konfederacji, która może mu pomóc w zwycięstwie.
Szymon Hołownia Trzaskowskiego jeszcze nie poparł, ale już zapowiedział że na Dudę w drugiej turze nie zagłosuje. Zamierza za to sformułować kilka postulatów, które pokaże kandydatowi KO i zapyta czy je zrealizuje. Problemu być nie powinno, bo jednym z głównych haseł Hołowni jest rozdział kościoła od państwa. A to dla Trzaskowskiego postulat niemalże wymarzony. Mówię niemalże, bo mógłby on zaboleć część elektoratu Władysława Kosiniaka-Kamysza. Małego, ale konserwatywnego w tej materii.
Rafał Trzaskowski wciąż ma trudniejsze zadanie od Andrzeja Dudy. Prezydent Warszawy liczy na zniechęcenie Polaków rządami PiSu i aferami obecnej władzy. Pytanie czy zniechęcenie osiągnęło już tak duży poziom, że 50%+1 ludzi pójdzie w środku wakacji do urn, by zaprotestować przeciw układowi Jarosława Kaczyńskiego. Bo tego, że betonowy elektorat PiSu 12 lipca tłumnie stawi się przy urnach, możemy być niemal w stu procentach pewni.