Śmialiście się z memów o kierowcach warszawskich autobusów? Mi też zdarzyło się parę razy zaśmiać. Do dzisiaj. Gdy dowiedziałem się, że policja zaczęła tak intensywnie szukać narkotyków wśród prowadzących autobusy, że zupełnie niewinny 63-letni kierowca autobusu musiał spędzić noc w areszcie. Wszystko przez omylny narkotest, przez który policjanci myśleli że starszy mężczyzna był pod wpływem amfetaminy.
Kierowca autobusu w policyjnym areszcie
Jak wszyscy pamiętamy, sprawca wypadku na moście Grota-Roweckiego był pod wpływem amfetaminy. Mężczyzna, który doprowadził do tego, że jego pojazd spadł z mostu, jest już w areszcie z poważnymi zarzutami. Kilkanaście dni później okazało się, że doszło do kolejnego z pozoru podobnego zdarzenia. Kierowca autobusu jadąc ulicą Klaudyny w Warszawie staranował kilka samochodów. Narkotest wykazał, że 25-latek miał w organizmie narkotyki. Ostatecznie dokładniejszy test wykazał, że substancja odurzająca faktycznie była, ale kierowca zażył ją kilka dni wcześniej. Dlatego usłyszał on jedynie zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym.
Spółka Arriva natychmiast rozpoczęła testowanie pracowników na obecność narkotyków. Swoją akcję zaczęła też policja oraz inspekcja transportu drogowego. Chodziło o to, by wyeliminować z ruchu ewentualnych kolejnych kierowców jeżdżących po narkotykach. W trakcie wyrywkowych kontroli kolejne osoby zaczęły być poddawane szybkim narkotestom. Jednym z nich był 63-letni Zbigniew Kogut. Przeprowadzony na mężczyźnie test wykazał, że może on mieć w swoim organizmie amfetaminę.
Miejskie Zakłady Autobusowe Warszawa opublikowały film, na którym kierowca opowiada o całym zdarzeniu. Okazało się, że policjanci kilkukrotnie ponawiali test i za każdym razem dawał on inny rezultat. Kierowca relacjonuje, że funkcjonariusze często kontaktowali się z przełożonymi, którzy ostatecznie nakazali pobranie od niego krwi i moczu do badań, a także przeprowadzenie rewizji w jego mieszkaniu.
Powiedzieli tylko, że polecenie dostali że mamy zrobić rewizję pod kątem narkotyków. Wyraziłem zgodę, bo się nie bałem, bo zresztą czego będę się bał. Pojechaliśmy na rewizję, później na krew do Praskiego, z powrotem wróciliśmy na komendę. (…) Przecież skąd te narkotyki? No przecież ja w życiu, mnie nigdy nie ciągnęło, alkoholu już ponad 20 lat nie piję.
…relacjonuje Zbigniew Kogut. Kierowca był pewien, że zostanie zwolniony, ale policjant w pewnym momencie przeprosił go i powiedział, że musi zostać zatrzymany na 24 godziny. Policjant założył mu też nawet… kajdanki. Następnego dnia rano, gdy przyszły wyniki testów, okazało się że kierowca nie ma w organizmie śladów po jakichkolwiek narkotykach.
Tak wyglądała rutynowa kontrola… kierowcy @MZA_Warszawa "Potraktowali mnie jak przestępcę" – mówi pan Zbigniew Kogut. pic.twitter.com/Diqa2UOgdh
— Krzysztof Strzałkowski (@KStrzalkowski) July 10, 2020
Niedokładne testy
Warto tu zwrócić uwagę na jeden fakt. Szybkie, przenośne narkotesty są niedokładne. Na tyle niedokładne, że drogówka podczas kontrolowania kierowców nigdy ich nie stosuje. Zwykle, gdy podejrzewają że prowadzący pojazd jest pod wpływem jakichś substancji, wysyłają go na pobranie krwi. Jednak w wypadku kontroli kierowców warszawskich autobusów policjanci dostali polecenie by testować ich właśnie za pomocą tych bardzo wątpliwych narkotestów.
I mamy tego efekt. Niewinny 63-latek, starszy mężczyzna, który nigdy z narkotykami nie miał kontaktu, musiał poddać się rewizji swojego mieszkania i spędzić noc w areszcie. Po co? Żeby tylko potwierdzić kolejny przypadek, mogący w kampanii wyborczej zaszkodzić jednemu z kandydatów? Gdzie tu zdrowy rozsądek?
W samochodzie pani mecenas mi powiedziała, że już wie o tym że obydwie próbki dały wynik negatywny. Notabene tak między nami to mi się łzy w oczach pokazały. Naprawdę nie należy to… nieprzyjemne to było dla mnie. Ja się nie bałem że wynik będzie negatywny, bo wiedziałem że ja nie biorę. Jestem przekonany, że te próbki nie są warte niczego. Jeżeli chcą robić to powinni od razu krew brać.
…opowiada łamiącym się głosem kierowca.
Historia pana Zbigniewa jest bardzo niepokojąca. Pokazuje, że zwykły człowiek może paść ofiarą napędzanej politycznie operacji władz. W tym wypadku mężczyzna, który już wkrótce osiągnie wiek emerytalny. Nie wiem kto rozsądny jest w stanie pomyśleć, że człowiek w takim wieku może zażywać kreski amfetaminy w trakcie jazdy autobusem? Oczywiście, gdyby jego zachowanie zdradzało jakiekolwiek symptomy narkotyku, to koniecznie trzeba zbadać mu krew. Ale zabawa nic nie wartymi, niedokładnymi testami, po prostu nie przystoi organowi władzy publicznej. No, chyba że na Białorusi.