Zakończony właśnie szczyt UE był niezwykle ważny dla Polski. Część krajów chciała powiązania kwestii praworządności, ale Polska była przeciwko. – I to Polska wygrała – sugeruje premier. Kłopot w tym, że było dokładnie odwrotnie. Za to nasze szanse na wygranie Mundialu jeszcze nigdy nie były takie wysokie.
W finale Mistrzostw Świata w 2014 r. w Brazylii spotkały się reprezentacje Niemiec i Argentyny. Ale widzowie państwowych mediów w Korei Płn. dowiedzieli się, że do finału weszła reprezentacja… Korei Płn.
Coś podobnego wydarzyło się właśnie w Polsce.
– Nie ma bezpośredniego połączenia pomiędzy tzw. praworządnością a środkami budżetowymi – ogłosił premier Morawiecki po szczycie Unii. Wystąpił na wspólnej konferencji z węgierskim premierem Viktorem Orbánem. Oboje triumfowali. Nic dziwnego – kraje „starej Unii” bardzo chciały powiązać wypłaty środków z praworządnością. I nie jest tajemnicą, że to oznaczałoby kłopoty i dla Polski, i dla Węgier. Jednak Polska i Węgry zwyciężyły – przynajmniej w polsko-węgierskiej wersji.
Dezinformacja po szczycie UE. Rząd swoje, UE swoje
„Nie ma bezpośredniego połączenia pomiędzy tzw. praworządnością a środkami budżetowymi”, mówił premier Morawiecki po szczycie. „Zablokowano arbitralne mechanizmy polityczne dot. ograniczania budżetu (wymagana jednomyślność w Radzie Europejskiej)” – dodał rzecznik rządu na Twitterze.
Czyli – sukces Polski. Tyle że fakty były inne.
„Po raz pierwszy poszanowanie dla praworządności jest decyzyjnym kryterium dla wydatków budżetowych” – powiedział szef Rady Europejskiej Charles Michel, ogłaszając porozumienie po szczycie Unii Europejskiej. Porozumienie, na które zgodzili się Morawiecki i Orbán.
Nie miał racji też rzecznik rządu. Nie będzie żadnej wymaganej jednomyślności w Radzie Europejskiej w tej sprawie. – Decyzja zostanie podjęta w głosowaniu większością kwalifikowaną – powiedziała Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej. A większość kwalifikowana to 55 proc. państw członkowskich i kraje reprezentujące 65 proc. ogółu ludności UE.
Czarno na białym wynika to wszystko z konkluzji szczytu, nie tylko ze słów najważniejszych unijnych urzędników. Z polskiej strony była więc albo dezinformacja po szczycie UE, albo nasza delegacja po prostu nie zrozumiała, na czym polega porozumienie.
Jeśli prawdziwa jest ta pierwsza wersja, to może się okazać, że niebawem zaczniemy osiągać wielkie sukcesy sportowe. Albo przynajmniej tak będzie wynikało z informacji TVP.