Słuszna koncepcja została skompromitowana przez fatalne wykonanie. Ustawodawca uznał, że za niewłaściwe postępowanie inwestorów zostaną ukarani dokonujący zgłoszeń do rejestru przedsiębiorcy.
Kilka dni temu upłynął termin na dokonanie zgłoszeń do Centralnego Rejestru Beneficjentów Rzeczywistych. Zgłoszeń dokonało 326 tys. spółek (obowiązek zgłoszeń dotyczył spółek jawnych, komandytowych, komandytowo-akcyjnych, z ograniczoną odpowiedzialnością oraz akcyjnych, z wyłączeniem spółek publicznych). Ponad 100 tys. podmiotów swego ustawowego wymogu nie wypełniło. Grozić za to im będzie nawet milion zł kary. Szkopuł w tym, że wiele firm zgłoszenia dokonać chciało, ale wskutek kiepsko skonstruowanych norm prawnych – nie mogło.
Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych miał szczytny cel
Cel stworzenia rejestru był szczytny. Z jednej strony chodzi o przeciwdziałanie praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Ministerstwo Finansów wyjaśnia, że posiadanie dokładnych i aktualnych danych o beneficjentach rzeczywistych ma kluczowe znaczenie dla zwalczania tych zjawisk, ponieważ uniemożliwia przestępcom ukrycie swojej tożsamości w skomplikowanej strukturze korporacyjnej. Z drugiej strony, publiczny dostęp do danych o beneficjentach zwiększa społeczną kontrolę i tym samym zaufanie do rynku finansowego.
Ustawodawca precyzyjnie określił, kto powinien zostać wskazany przez spółki jako beneficjent rzeczywisty. Są to zawsze osoby fizyczne. W praktyce te, które albo mają ponad 25 proc. udziałów, albo dysponują więcej niż 25 proc. głosów. Wydawać by się więc mogło, że dopełnienie tego obowiązku nie nastręczy firmom trudności. Tyle że nikt podczas projektowania przepisów nie pomyślał o tym, że przecież tożsamości beneficjentów w wielu przypadkach nie znają same spółki. I w ostatnich dniach – gdy wielu przedsiębiorców chciało dokonać wpisu w rejestrze – tego część biznesu boleśnie doświadczyła.
Wyobraźmy sobie bowiem spółkę kapitałową z udziałowcem, który funkcjonuje w jednym z rajów podatkowych. Swe walory posiada w taki sposób, że nie zdradza swojej tożsamości. Znana jest jedynie nazwa spółki posiadającej udziały, ale już nieujawniona jest nazwa osoby fizycznej ją kontrolującej.
CRBR to farsa
Inny przykład: gdy udziałowcem jest fundusz inwestycyjny zamknięty aktywów niepublicznych. Tak zwane FIZAN-y nie chcą ujawniać informacji o osobach, które mogłyby zostać uznane za beneficjentów rzeczywistych. Jak wyjaśnił Jakub Styczyński na łamach „DGP”, fundusze wskazują, że mają obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej wynikającej z treści art. 280 ust. 1 i 2 ustawy z 27 maja 2004 r. o funduszach inwestycyjnych i zarządzaniu alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi. Przepis ten obliguje je do nieujawniania tego, kto jest uczestnikiem funduszu. FIZAN-y proponują więc, by wskazywać jako beneficjentów zarząd funduszu. Tyle że to niezgodne z zasadami dokonywania wpisów do Centralnego Rejestru Beneficjentów Rzeczywistych. W efekcie za to również grozi kara do miliona zł. Menedżerowie spółek mogą również spróbować wskazać jako beneficjentów… samych siebie. Ustawodawca w pewnych wyjątkowych sytuacjach uznał, że taka praktyka jest dozwolona. Czy akurat w tych – wątpliwe. Ale niektórzy przedsiębiorcy uznali, że wolą w ten karkołomny sposób dokonać zgłoszenia, niżeli nie dokonać go wcale.
Jakkolwiek więc intencje były dobre, to fakt jest taki, iż spółki zobligowane do przekazania danych o beneficjentach zostały postawione pod ścianą. Pod groźbą kary muszą bowiem przekazać dane, których nie posiadają. Trudno wyobrazić sobie, by fiskus zaczął za to karać przedsiębiorców. Bądź co bądź, nie są oni w żadnym stopniu winni zaistniałej sytuacji. W praktyce jednak oznaczać to będzie, że rejestr będzie wybrakowany. I zabraknie w nich głównie tych osób, z myślą o których on powstał.