„Jesteśmy piętnowani”, mówią samorządowcy z tzw. czerwonych powiatów. I zwracają uwagę na absurdy obostrzeń na Śląsku

Codzienne Zdrowie Dołącz do dyskusji (113)
„Jesteśmy piętnowani”, mówią samorządowcy z tzw. czerwonych powiatów. I zwracają uwagę na absurdy obostrzeń na Śląsku

Już od soboty wracają obostrzenia związane z epidemią koronawirusa. Tym razem będą to obostrzenia lokalne, bo resort zdrowia postanowił podzielić powiaty na zielone, żółte i czerwone. Te pierwsze mają standardowe obostrzenia, te żółte nieco bardziej restrykcyjne, a w czerwonych mamy niemalże lockdown. To musiało wzbudzić reakcje wśród mieszkańców i samorządowców z tych 19 „stref”. Zwracają oni uwagę na absurdalność niektórych regulacji.

Czerwone powiaty – list prezydent Rybnika

Bardzo dosadnie swoje wątpliwości przedstawił w liście do Łukasza Szumowskiego prezydent Rybnika. Piotr Kuczera powrót obostrzeń związanych z epidemią, opierający się na lokalnych ograniczeniach, uważa za piętnowanie i brak szacunku do mieszkańców tzw. „czerwonych stref”.

Zwracam uwagę, że projekt przygotowanego przez Pana rozporządzenia wprowadzi chaos i napiętnowanie mieszkańców Rybnika, ale nie pomoże w walce z wirusem.

…pisze w liście do szefa resortu zdrowia Piotr Kuczera. I podaje kilka przykładów absurdalnych, jego zdaniem, regulacji. Mają one związek z tym, że Rybnik jest częścią wielkiej Aglomeracji Śląskiej, w której miasta leżą tuż obok siebie:

  • po pierwsze, mieszkaniec Rybnika będzie od soboty musiał nosić maseczkę wszędzie, nawet na zewnątrz. Ale już po wybraniu się do sąsiednich Katowic maseczkę będzie mógł zdjąć.
  • po drugie, wesele w Rybniku będzie można zorganizować tylko na 50 osób, ale tuż obok, choćby w Gliwicach, dopuszczalna liczba gości będzie wynosić 150 osób.
  • po trzecie, w związku z obostrzeniami rybnickie restauracje będą działać w ograniczonym zakresie. I to również zachęci mieszkańców do podróży do innego miasta, gdzie można zjeść, a nawet pobawić się bez problemu.
  • po czwarte, podobny problem będzie dotyczył siłowni, kin czy imprez kulturalnych.

Piotr Kuczera zwraca uwagę, że duża liczba zakażeń w Rybniku ma związek z masowym testowaniem górników w kopalniach. Gdyby nie one, miasto nie wyróżniałoby się pod względem chorych na mapie kraju. A tak przedsiębiorcy będą znowu cierpieć. Mało tego, dla niektórych może to oznaczać po prostu bankructwo.

Czerwone powiaty – absurd w Rudzie Śląskiej

Jest jeszcze inny, śląski problem związany z tym że wracają obostrzenia w Polsce. Pisze o nim na Twitterze redaktor naczelny Dziennika Zachodniego Marek Twaróg. Podaje on przykład Rudy Śląskiej, która również jest „czerwonym” miastem. Kursuje po niej wspólna dla całej aglomeracji komunikacja publiczna. „Ze wszystkich 39 linii organizowanych przez ZTM na terenie Rudy Śląskiej jedynie cztery mają zostać objęte bardziej rygorystycznymi obostrzeniami. Tylko one jeżdżą po Rudzie, reszta przez Rudę, między miastami”, pisze Marek Twaróg.

Czyli mieszkaniec Rudy Śląskiej może się spotkać z taką sytuacją: wsiadając do autobusu kursującego tylko po mieście będzie musiał zwrócić uwagę na większy limit osób w pojeździe. Ale jeśli na tym samym przystanku wsiądzie do autobusu jadącego na przykład do Chorzowa, to taki zaostrzony limit nie będzie obowiązywał. Tego typu problemów może być więcej i zaczną one zapewne wychodzić „w praniu”, czyli od soboty.

Czerwone powiaty – zbyt duże zaufanie do liczb?

Wygląda na to, że Ministerstwo Zdrowia za bardzo zaufało suchej kalkulacji. Bo to, że od wielu tygodni Śląsk jest regionem z największą liczbą zachorowań, to głównie efekt tego że masowo testowani są górnicy. Niewykluczone, że gdyby podobne masowe testy przeprowadzono na przykład w trójmiejskich stoczniach, to okazałoby się że nagle Gdańsk czy Gdynia stałyby się czerwonymi strefami.

Trzeba oczywiście zrozumieć, że w sytuacji tak trudnej do opanowania epidemii trudno o rozwiązanie idealne. Lokalny lockdown to na pewno lepsze rozwiązanie dla gospodarki niż lockdown ogólnopolski. Ale trudno się dziwić, że mieszkańcy na przykład wspomnianego Rybnika czują się dyskryminowani. Szczególnie, gdy widzą jaka beztroska panuje choćby w miejscowościach turystycznych. One są strefami zielonymi, choć koronawirus tam również jest. Trudniej jednak go wytropić, bo wczasowicze czują objawy choroby czasami dopiero po powrocie do swojego rodzinnego miasta.