Czarodziej na pełny etat, ale w świecie realnym, a nie tym z lektur Tolkiena? Wydawać by się mogło, że taka ścieżka kariery to mrzonka. A jednak – jedno z największych miast w Nowej Zelandii ma swojego oficjalnego czarodzieja. Mało tego – czarodziej coraz częściej myśli o emeryturze. Więc jeśli ktoś chciałby się przeprowadzić na drugi koniec świata i mieć niebanalny zawód – to może być najlepszy moment.
Prawdopodobnie jedyny na świecie czarodziej na pełny etat mieszka i pracuje w Christchurch w Nowej Zelandii. To Brytyjczyk Ian Brackenbury, który w latach 70. postanowił przenieść się na drugi koniec świata – i zawodowo zająć się „magią„.
Jak do tego doszło? Jak opisuje jego historię CNN, Brytyjczyk początkowo uczył studentów na Uniwersytecie w Sydney w Australii. Z czasem jednak, ponoć za namową ówczesnej żony, przebierał się za czarodzieja, zabawiając środowisko akademickie.
Działo to się wszystko w czasach, w których nikt nawet nie śnił o przebieraniu się za Harry’ego Pottera na Halloween. Ba – w tamtych czasach jeszcze Harry’ego nawet nie było w planach. Jak opowiada CNN Brackenbury, czarodzieje występowali wówczas co najwyżej w lekturach.
Gdy stracił swoje stanowisko na uczelni, postanowił zwrócić się do władz uniwersyteckich, by zatrudniły go… jako swojego oficjalnego czarodzieja. Tam jego przygoda trwała jednak krótko – ponoć środowisko akademickie nigdy nie zaakceptowało tego pomysłu.
Brackenbury jednak wreszcie trafił do Christchurch – i tam postanowił kontynuować swoją misję. To znaczy na przykład stawał przy lokalnej katedrze, rzucał czary – i zabawiał turystów.
„W pewnym momencie stałem się najbardziej uwielbianym facetem w Christchurch – choć jednocześnie najbardziej znienawidzonym przez urzędników” – opowiada.
Czarodziej na pełny etat. Uwaga – to nie jest łatwy fach
Z czasem jednak urzędnicy się do niego zaczęli przekonywać, a w 1990 roku ówczesny premier Nowej Zelandii napisał do Brytyjczyka, że ten powinien się zastanowić, czy nie zostać oficjalnym czarodziejem kraju.
Musiało minąć jednak kolejne osiem lat, by władze Christchurch podpisały oficjalną umowę na „świadczenie usług czarodziejskich i promocyjnych”. Miasto wyceniło jego usługi na równowartość 37 tys. zł rocznie.
W zamian Czarodziej promuje miasto, pojawia się na lokalnych wydarzeniach, a czasem nawet towarzyszy przy przyjmowaniu zagranicznych delegacji.
Oczywiście bycie czarodziejem to nie bułka z masłem. Trudno się utrzymać za takie pieniądze w Nowej Zelandii. I choć czarodziej jest zwolniony z podatków, to musi liczyć na pomoc swojej narzeczonej.
Poza tym czarodziej z Christchurch zbliża się już do 90-tki. Ma świadomość, że zbliża się do emerytury. Co prawda ma 39-letniego stażystę, ale pewnie o stanowisko można jeszcze powalczyć. Dla kogoś, kto zna się nieco na czarach, chce mieszkać w Nowej Zeladnii – i do tego ma bogatą narzeczoną – to może być naprawdę świetna opcja.