Przedsiębiorcy z Wielkopolski, którzy starali się o grant na kapitał obrotowy, czekają na wyniki śledztwa prokuratury. Teraz protestują ci, którym udało się złożyć wniosek. Jak podkreślają – wnioski złożyli samodzielnie, bez pomocy oprogramowania, „snajperów dotacji” czy kancelarii.
Protest przedsiębiorców z Wielkopolski. Tym razem jednak tych, którym się udało
Sprawa grantów z WARP – i ewentualnych nieprawidłowości, które miały miejsce podczas naboru – została nagłośniona do tego stopnia, że prokuratura postanowiła wszcząć śledztwo. Środki dla przedsiębiorców, którzy zakwalifikowali się do otrzymania wsparcia finansowego na razie zostały zablokowane. Nie powinno zatem dziwić, że wywołało to sprzeciw tych, którym się udało – teraz to oni chcą nagłośnienia swojej sytuacji i przedstawienia ich punktu widzenia. W tej sprawie napisała do nas grupa przedsiębiorców, którzy jednak proszą o nieujawnianie ich danych – ze względu na negatywną atmosferę wokół naboru.
„Wzięliśmy udział w konkursie grantowym zgodnie z regulaminem”
Jak tłumaczą przedsiębiorcy, których wnioski zostały zakwalifikowane do uzyskania grantu, wzięli oni udział w konkursie grantowym zgodnie z regulaminem. Wnioski wysyłali osobiście, nie korzystali też z żadnego rodzaju „wspomagaczy” – czyli botów, specjalnego oprogramowania, pomocy „snajperów dotacji” itd. Zaznaczają też, że nie znali konfiguracji serwera czy szczegółów technicznych. Ich zdaniem wśród przedsiębiorców, którzy mieli otrzymać dotację, nie ma też żadnej nadreprezentacji np. firm technologicznych, które teoretycznie mogły wykorzystać posiadaną wiedzę do zwiększenia swych szans w naborze.
Ponadto przedsiębiorcy zwracają też uwagę na fakt, że regulamin naboru był znany znacznie wcześniej, a ze strony firm, które miały zamiast przystąpić do naboru, pojawiały się jedynie pojedyncze sugestie zmian. Dodają też, że z racji przyjętych kryteriów (spadek obrotów w wysokości 30 proc.) i liczby firm uprawnionych do przystąpienia do naboru, że
praktycznie każdy mógł się spodziewać rozstrzygnięcia naboru właśnie w ciągu sekund, a co za tym idzie – że do dalszych etapów projektu zakwalifikuje się tylko mała część uczestników.
Brak dowodów na awarię serwerów i nieregulaminową pomoc firm zewnętrznych
Przedsiębiorcy uważają również, że nie ma praktycznie żadnych dowodów na nieregulaminową pomoc firm zewnętrznych (brak potwierdzenia skuteczności usług „Snajpera Dotacji” czy sprostowanie kancelarii RPMS, która przyznała, że pomagała jedynie wypełniać wnioski, a nie je wysyłać). Oprócz tego twierdzą także, że nie ma żadnych dowodów na awarię serwerów. Nie pojawiały się np. błędy oznaczające zerwanie połączenia.
Dodają też, że
Zdajemy sobie sprawę, że zasady naboru nie były idealne, natomiast każde kryterium doboru generować będzie grupę ludzi uznających się za poszkodowanych. Medialny szum związany z grantem ma jednak dwa niezaprzeczalne atuty. Po pierwsze, instytucje zlecające i realizujące podobne konkursy powinny z zaistniałej sytuacji wyciągnąć wnioski. Po drugie, wierzymy, że zlecone przez Marszałka i Wojewodę kontrole już na początku zweryfikują proces przyjmowania zgłoszeń a w przypadku ujawnienia ewentualnych oszustw pozwolą osobom z listy rezerwowej zająć upragnione miejsca na liście osób zakwalifikowanych.
Przedsiębiorcy utworzyli też specjalną petycję – sprzeciwiają się „fali dezinformacji i hejtu”. Oprócz przedsiębiorców podpisali się również przedstawiciele instytucji nadzorujących projekt.
Protest zakwalifikowanych przedsiębiorców z Wielkopolski jest zrozumiały. Z tej sytuacji nie ma już dobrego wyjścia
Nie można dziwić się firmom, które – jak podtrzymują – uczciwie złożyły wnioski i zakwalifikowały się do uzyskania pomocy. Z drugiej strony – nie dziwi też wcale fakt, że reszta przedsiębiorców zgłaszała nieprawidłowości, które ich zdaniem wystąpiły w trakcie trwania naboru.
Można natomiast uznać, że z całej sytuacji nie ma już dobrego wyjścia. Nie ma wątpliwości, że jedna ze stron – w zależności od wyników śledztwa prokuratury – będzie uznawała się za poszkodowaną. Powracamy jednak tutaj do samej formuły naborów w województwach, czyli do „kto pierwszy ten lepszy”. Obciążenia serwerów, nieprzygotowanie instytucji (ze względu na brak odpowiedniej ilości czasu), liczne błędy i próby nadużyć wystąpiły właściwie w każdym regionie. Być może faktycznie jest to zatem wskazówka na przyszłość dla instytucji organizujących nabór na jakiekolwiek granty, by w inny sposób ustalić kryteria konkursu.