Pandemia koronawirusa generuje nowe usługi na rynku ubezpieczeniowym. Działają już zarówno grupowe polisy kupowane dla pracowników przez pracodawców, jak i indywidualne polisy dla osób podróżujących do szczególnie zagrożonych krajów. Niedawno na rynku pojawiło się kolejne ubezpieczenie od COVID-19. Tym razem mogą je wykupić dyrektorzy szkół na wypadek roszczeń rodziców. O co dokładnie chodzi?
Ubezpieczenie od COVID-19 dla szkół
Chodzi o sytuację, w której dziecko zakazi się koronawirusem w szkole. Może ona doprowadzić do tego, że rodzic – który z tego powodu co najmniej trafi na kwarantannę, a być może też zachoruje – będzie zgłaszał wobec takiej placówki swoje roszczenia. Jak czytamy w dzisiejszej Rzeczpospolitej, firmy ubezpieczeniowe postanowiły stworzyć oferty dające dyrektorom szkół możliwość ubezpieczenia się na wypadek takiego roszczenia.
Ubezpieczenie od COVID-19 dla szkół ma zabezpieczać ich zarządców przed skutkami niedostatecznego przestrzegania reguł sanitarnych. Jak wiemy, rok szkolny 2020-2021 to wyjątkowo ryzykowny rok dla zdrowia zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Bo co prawda wyznaczone są konkretne normy, jakich muszą przestrzegać i dzieci, i nastolatkowie, i dorośli. Ale z ich egzekwowaniem bywają problemy. Szczególnie gdy trudne do skontrolowania dzieci mijają się w przerwach na szkolnych korytarzach.
Tylko czy da się tu kogokolwiek pociągnąć do winy?
Dyskusyjną kwestią pozostaje to, kto powinien ponosić winę za ewentualne zakażenie się koronawirusem przez dane dziecko. Oczywiście, jeśli dyrektor szkoły rażąco narusza swoje obowiązki, na przykład nie używając płynu do dezynfekcji, to łatwo będzie udowodnić jego winę. Zwykle jednak placówki edukacyjne dbają o to, by spełnić wytyczne odnośnie koronawirusa. A do zakażeń dochodzi na skutek niedającego się uniknąć kontaktu międzyludzkiego w klasach.
Do tego dodajmy niezwykłą trudność w ustaleniu faktycznego źródła zakażenia. Z koronawirusem żyjemy już dobrych kilka miesięcy, więc wiemy doskonale że zarazić się nim można dosłownie wszędzie. Nawet wyspecjalizowany w dochodzeniu epidemiologicznym Sanepid ma coraz większy problem z ustaleniem tego, który z kontaktów danej osoby mógł być źródłem choroby. Dlatego rodzi się pytanie: czy dyrektor szkoły, który nie ma sobie nic do zarzucenia, powinien obawiać się jakiegokolwiek roszczenia od rodzica zakażonego ucznia?
Oczywiście: to, że takie roszczenia mogą się pojawić, nie budzi żadnej wątpliwości. Trudno jednak sobie wyobrazić proces, w którym sąd – często po tygodniach lub miesiącach od zakażenia – prowadzi dochodzenie mające ustalić, w którym dokładnie miejscu i czasie dziecko zaraziło się w szkole. Stąd moja wątpliwość: czy na pewno warto inwestować w ubezpieczenie szkoły na wypadek roszczenia, które ma tylko iluzoryczne szanse na bycie roszczeniem skutecznym?