Nawet jedno zakażenie może poważnie zdezorganizować pracę w centrach dystrybucji towarów – przyznają przedstawiciele biznesu. I mówią wprost, że wizja gorzej zaopatrzonych sklepów jest realna. Pocieszają jednak, że będzie chodziło raczej o krótkookresowe przerwy w dostawach danego asortymentu, a nie o generalne pustki na półkach.
– Prędzej czy później ktoś zachoruje – nie ma złudzeń dr Andrzej Maria Faliński, prezes Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego.
Z kolei Andrzej Wojciechowicz, ekspert Komisji Europejskiej zaznacza, że ten problem występuje również w zakładach produkcyjnych. Przedsiębiorcy kalkulują ryzyko i reorganizują pracę. Załoga jest dzielona na mniejsze grupy, które nie kontaktują się ze sobą. Gdy dojdzie do zakażenia, liczba osób objętych kwarantanną jest znacznie mniejsza. Łatwiej też takie zespoły zastąpić.
– Profilaktyka stała się jednym z kluczowych zadań kierownictwa centrów dystrybucyjnych. Wszystkie takie miejsca zostały wyposażone w płyny dezynfekcyjne oraz środki ochrony osobistej, w tym maseczki czy rękawiczki. Ponadto zostały przeprowadzone szkolenia pracowników z zakresu bezpieczeństwa pracy w obliczu pandemii. Współpraca tego typu centrów z partnerami biznesowymi tj. dostawcami i odbiorcami w zakresie zachowania reżimu sanitarnego ma chronić interesy wszystkich podmiotów łańcucha dostaw – komentuje dr Urszula Kłosiewicz-Górecka z Zespołu Foresightu Gospodarczego w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Natomiast Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu, podkreśla, że firmy wdrożyły procedury prewencyjne. Obejmują one m.in. kierowanie na kwarantannę osób, które miały kontakt z zakażonym. Zwiększono też liczbę kompleksowych dezynfekcji. Wybrane przedsiębiorstwa wprowadziły nawet testy przesiewowe.
Ale również sami pracownicy muszą wykazać się dużą odpowiedzialnością, choćby przez wczesne zgłaszanie objawów czy informowanie o zetknięciu z kimś zarażonym.
Sposób na kryzys
– Wyłączenie z pracy dużej liczby doświadczonych pracowników może być sporym wyzwaniem dla niektórych firm czy operatorów logistycznych, zwłaszcza mniejszych. Średni i duzi gracze mają z pewnością większą elastyczność działania, np. poprzez korzystanie z pracowników z innych magazynów czy sklepów, przekierowanie aut do innych obiektów, dostaw bezpośrednich do sklepów – stwierdza Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Według Falińskiego nierealne jest wysłanie na kwarantannę stałych pracowników i wprowadzenie zastępczej załogi. Z prostej przyczyny – firmy nie mają rezerwowych ekip posiadających specyficzne kompetencje.
– Zawsze można skrócić łańcuch dostaw. W awaryjnym przypadku towar dotrze bezpośrednio od producenta, ale to podnosi koszty i trzeba kupić jego większe ilości. Hipermarkety mogą zdecydować się na ten ruch i mieć większe zapasy produktowe, bo mają odpowiednią infrastrukturę. Ale im mniejsze sklepy, tym większy problem może być z ich zaopatrzeniem –zauważa Wojciechowicz.
Z kolei Kłosiewicz-Górecka zwraca uwagę na istniejące rozdrobnienie podmiotowe w hurtowym obrocie artykułami konsumpcyjnymi. Ono, w przypadku ewentualnego zmasowanego ataku koronawirusa w centrach dystrybucji, może paradoksalnie okazać się korzystne. Stwarza bowiem, przede wszystkim dla małych niezależnych firm detalicznych, alternatywne źródła zakupu towarów. W przypadku centrów dystrybucji dywersyfikację źródeł zakupu daje tworzenie małych magazynów blisko miast. W takim miejscu mogą być realizowane e-zamówienia konsumentów.
–W przemyśle spożywczym mamy często bardzo rozdrobnioną strukturę. Jeżeli zamkniemy jeden, drugi czy trzeci podmiot mleczarski lub produkujący wędliny, to są jeszcze dziesiątki innych tego typu na rynku. One mogą tę lukę częściowo wypełnić – stwierdza Wojciechowicz.
Przerwy w dostawach do sklepów: czy klientom mówić prawdę o przyczynach chwilowego braku towarów?
Zdaniem Piotra Piątka z firmy WARMIE, działającej w obszarze MedTech, w pierwszej kolejności należy przekazać wiadomość pracownikom i ich rodzinom. Jeśli zakażenia nie wpływają bezpośrednio na klientów, taka informacja wydaje się zbędna. Może też prowadzić do niepotrzebnej paniki, a w konsekwencji do problemów wizerunkowych. Dużo ważniejsza jest szybka identyfikacja wśród pracowników osób, które miały bliski kontakt z potencjalnie zarażonym.
Z kolei Kłosiewicz-Górecka nie zgadza się z poprzednikiem. Według niej opinia publiczna powinna być informowana o zakażeniach w centrach dystrybucji, których skutkiem może być zakłócenie harmonijnych dostaw towarów do punktów sprzedaży. Chodzi o rzeczową informację. Przekaz powinien eksponować, że jest to sytuacja przejściowa, dotycząca lokalnej społeczności i nie grozi brakiem towarów w szerszym zakresie.
Zdaniem Wojciechowicza transparentność biznesu jest pożądana. Takie informacje nie muszą, ale mogą być przekazywane. Wszystko zależy od społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw. Trzeba się liczyć z tym, że przy ekstremalnie dużej liczbie zakażeń będą chwilowe przerwy w dostawach.
Nie ma się czego bać
– Polacy nie powinni obawiać się zmniejszenia dostaw towarów do sklepów na jesieni. Ciągłość zaopatrzenia pozostanie nieprzerwana. 90 proc. produktów spożywczych sprzedawanych w sieciach handlowych należących do POHiD-u pochodzi od polskich dostawców. Zakładamy, że wytwórcy utrzymają produkcję na dotychczasowym poziomie. Ponadto firmy członkowskie posiadają odpowiednie zaplecza magazynowe i nowoczesne centra dystrybucji. Są też w pełni przygotowane na sytuacje krytyczne, w tym nawet na najbardziej negatywne scenariusze – uspokaja Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
– Z informacji, które docierają do Polskiej Izby Handlu wynika, że jej członkowie są dobrze przygotowani na jesień. Obecnie nie ma ryzyka naruszenia łańcuchów dostaw – wtóruje Maciej Ptaszyński. I dodaje, że opracowano różne scenariusze. One pozwolą na dostosowanie funkcjonowania centrów dystrybucyjnych do nowych okoliczności, jeżeli np. liczba zakażeń w kraju drastycznie wzrośnie.
Piotr Piątek z WARMIE nie wyobraża sobie trwałych przerw w zaopatrzeniu sklepów. Zauważa, że mogą wystąpić pojedyncze przypadki czasowego ograniczenia niektórych artykułów.
– Wybuch, który obejmie w krótkim czasie większość czy wszystkich dostawców, jest bardzo mało prawdopodobny. Ale atak ze strony wirusa może rzeczywiście narobić kłopotów, bo zniszczy wszystkie powiązania funkcjonalne na poziomie transferu, składu czy zarządzania tymi towarami – konkluduje Faliński.