Tyle się na Bezprawniku słyszy o sklepach internetowych i sprzedawcach, którzy nie respektują praw konsumenta. Ale to medal, który ma dwie strony – jedną zapomnianą.
Prawo stara się być sprawiedliwe, natomiast przez sprawiedliwość nie zawsze rozumie równość. Tak to wygląda w relacjach przedsiębiorca-konsument. Ustawodawca wychodzi z założenia, że jeśli ktoś chce zawodowo trudnić się sprzedażą, to przeważnie zna się na tym lepiej niż zagubiona owieczka. I dlatego polskie prawo jest generalnie bardzo prokonsumenckie.
Znamy to doskonale, kupując w internecie możemy się z zakupów rozmyślić, a sprzedawca straci nie tylko czas, ale też opłaci z własnej kieszeni – bezzwrotnie – koszt przesyłki w jedną stronę. Na dobrą sprawę pechowego handlowca mogłoby to bardzo szybko doprowadzić do bankructwa.
Kodeks cywilny przychyla się też interesom konsumentów na przykład w trakcie realizacji uprawnień z rękojmi, przez domniemanie, że wada wykryta w ciągu jednego roku od dnia zakupu wynikała z przyczyn tkwiących w sprzedanej rzeczy. Sprzedawca musi takie domniemanie obalić.
Nadużywanie praw konsumenta
Jest cała masa nieuczciwych sprzedawców, piszemy o nich na Bezprawniku często. Ale rzadko kiedy w debacie społecznej porusza się problem nieuczciwych konsumentów, a takich też jest wielu. Znają swoje prawa – mniej lub bardziej dokładnie. I chętnie z nich korzystają.
To duży problem – przyznają sprzedawcy, z którymi rozmawiamy. Najczęściej 99% dokonujących zakupów jest zupełnie bezproblemowych – czasem wymieni rozmiar, czasem odstąpi „bo to jednak nie to”, ale wszystko w granicach normy.
Jednakże pozostały 1% potrafi zajść za skórę tak bardzo, że właściciele sklepów internetowych najbardziej marzyliby, by klienci z piekła rodem nigdy nie trafili na witrynę ich sklepu internetowego.
Rekordzista, Pan Mateusz, prawdopodobnie nauczył się tak uszkadzać buty, by wyglądało to na wady fabryczne. Za 200 złotych przychodził więc regularnie co 3-4 miesiące domagając się wymiany na nową parę. A że sklep miał politykę wybrania nowego modelu w tej samej cenie, rozpoczynała się prawdziwa rewia mody.
W sklepie z elektroniką znana jest dobrze historia Pana Marcina, który przyniósł reklamować laptopa zalanego wodą tak bardzo, że gdyby tylko obsłudze udało się znaleźć dobrą przynętę, wyłowiliby z niego jesiotra. Awanturował się i krzyczał na cały sklep, że komputer jest niesprawny z winy producenta.
Najgorsze w takich historiach jest to, że konsumenci często kłamią, sami niszczą przedmioty lub starają się swoje niszczenia maskować w taki sposób, by wyglądały na wady fabryczne. Z pomocy sądów nie korzystają, ale regularnie posiłkują się w swoich sporach pomocą ze strony Rzeczników Konsumentów. Często też zdarza im się spory wygrywać, wszak zwykle jest to słowo przeciwko słowu.
Dlatego warto o tym pamiętać, kiedy sklep odmówi uznania reklamacji. Może nie są oni w tym sklepie tak do cna źli, może po prostu konsumenci stworzyli ich tak nieufnymi, jakimi są.