Andrzej Duda chce najwyraźniej wypracować nowe przepisy aborcyjne. Inicjatywa prezydenta z pewnością kontrastuje na tle zachowania obozu rządzącego. Niestety, bardzo możliwe że nic z niej nie wyjdzie przez niezrozumienie istoty problemu. Sprzeczność interesów pomiędzy kobietami a konserwatystami jest nie do pogodzenia.
Michał Dworczyk przekonuje, że inicjatywa prezydenta w sprawie prawa aborcyjnego może stanowić drogę do rozpoczęcia dialogu
Wypadałoby pochwalić Andrzeja Dudę za to, że przynajmniej próbuje zrobić to, czego nawet nie próbuje zrobić reszta obozu rządzącego. Polska Agencja Prasowa informuje właśnie, że nowa inicjatywa prezydenta ma zmierzać w stronę uchwalenia nowego prawa aborcyjnego.
Jak dokładnie taka inicjatywa prezydenta miałaby wyglądać? Jej celem na pierwszy rzut oka wydaje się nowy kompromis. Przekonuje o tym chociażby Michał Dworczyk, szef KPRM. Nowe rozwiązanie prawne ma z jednej strony chronić dzieci – na przykład z zespołem Downa – a jednocześnie nie będzie narażać kobiet na cierpienie.
Zdaniem Dworczyka, to może być droga do rozpoczęcia w obecnej sytuacji dialogu. Takiego, który obejmie nie tylko rząd i polityków, ale w gruncie rzeczy wszystkich Polaków. Tylko czy to w ogóle możliwe? Trudno pozbyć się wrażenia, że nawet Andrzej Duda nie dostrzega niedającej się pogodzić sprzeczności interesów pomiędzy protestującymi kobietami a konserwatystami. Co więcej, nie sposób prowadzić dialogu ze ścianą – a tak przecież zachowuje się obecnie przywództwo Prawa i Sprawiedliwości.
Kompromis aborcyjny do którego wzdycha centroprawica nie jest rozwiązaniem – jest częścią problemu
Postawmy sprawę jasno: kompromis aborcyjny nie zadowalał nikogo, w gruncie rzeczy nie był w ogóle kompromisem. Od blisko trzydziestu lat polscy prawnicy bez większych refleksji przyjmowali nauczanie Kościoła odnośnie życia poczętego nawet nie tyle za fakt, co wręcz imperatyw. Kwestia prawa kobiet do samostanowienia nie stanowiła przy tym przedmiotu ich większego zainteresowania. W najlepszym wypadku była to sprawa zupełnie drugorzędna, niedogodność której nie można było zupełnie zignorować.
Siłą rzeczy, kompromis kłócił się z poglądami lewicowymi. Był jednak nie do zaakceptowania także dla polskiego Kościoła dążącego do całkowitego zakazu aborcji. Narzędziem do osiągnięcia celu nie była duszpasterska praca u podstaw i zmiana sumień Polaków. Kościół swój cel osiągał za pomocą politycznych nacisków na formacje mniej lub bardziej prawicowe. Do tego dochodzą przyssane do Kościoła grupki radykałów, w rodzaju fundacji Kai Godek czy instytutu Ordo Iuris.
Nie da się ukryć, że prezydentowi chodzi w tym momencie o rozwiązanie będące powrotem do kompromisu aborcyjnego. Tyle tylko, że nie do końca – bo z kolejnymi ustępstwami na rzecz strony konserwatywnej. Aborcja embriopatologiczna w przypadku wad letalnych – tak, ale płody upośledzone w stopniu niezagrażającym ich życiu po narodzinach już niekoniecznie.
Tymczasem dla protestujących „kompromis” zawsze był częścią problemu. Kobiety chcą wyłącznego prawa o decydowaniu o tym czy chcą być w ciąży czy nie. Bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony państwa. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji embriopatologicznej był w zasadzie iskrą, która podpaliła beczkę prochu – na której z kolei od lat władza z prawnikami tańczyła z pochodniami.
Obecnie nawet teokratyczne reżimy Arabii Saudyjskiej i Iranu mają łagodniejsze prawo aborcyjne niż Polska
Trzeba przyznać że pozostawienie wyboru kobietom jest postulatem logicznym w oparciu o tą niekwestionowaną przez rządzących przesłankę dopuszczalności przerwania ciąży. Michał Dworczyk wspomniał bowiem o czymś bardzo ważnym:
Jeżeli kobieta ma urodzić dziecko, które praktycznie rzecz biorąc natychmiast będzie martwe, to jest to jej narażanie na niewyobrażalne cierpienie psychiczne i fizyczne.
Słowem-klucz jest tutaj „psychiczne”. Czy urodzenie dziecka obarczonego nieuleczalną niepełnosprawnością, które jednak może pożyć nawet i parędziesiąt lat, nie stanowi niewyobrażalnego cierpienia? Czy państwo jest w ogóle w stanie kwantyfikować cierpienie?
Być może warto tutaj zastosować metodologię strony konserwatywnej. To w końcu ona zakłada, że skoro nie wiemy kiedy zaczyna się życie ludzkie, to trzeba dla pewności przyjąć, że będzie to moment poczęcia. A gdyby tak dla pewności uznać, że każde cierpienie w tym przypadku to jednak za dużo żeby państwo miało się mieszać w nieswoje sprawy? Zresztą, sama ciąża nie jest stanem obojętnym dla zdrowia. Wiąże się z niezerowym zagrożeniem dla zdrowia czy nawet życia matki.
Właśnie dlatego praktycznie cala Europa, czy nawet teokratyczne reżimy Arabii Saudyjskiej i Iranu, to o wiele bardziej liberalne prawo aborcyjne. Właśnie dlatego Niemcy niby formalnie zakazują przerywania ciąży w większości przypadku, ale jednocześnie nie każą za przerwanie ciąży – pod warunkiem spełnienia określonych przesłanek. Bardziej cywilizowane państwa doskonale rozumieją, że istniejący już człowiek musi mieć pierwszeństwo interesami człowieka potencjalnego.
Czy inicjatywa prezydenta w sprawie aborcji faktycznie może doprowadzić do wypracowania dobrego rozwiązania?
Bez uwzględnienia punktu widzenia kobiet inicjatywa prezydenta nie ma szans na rozwiązanie problemu. Powrót do kompromisu aborcyjnego w tym momencie nie jest już możliwy. Zwłaszcza, że ten został właśnie zerwany przez Prawo i Sprawiedliwość. Kto da społeczeństwu gwarancję, że nowe prawo aborcyjne to już będzie koniec tematu? Kościół przecież tematu nie zostawi. Na pewno nie zrobi tego Kaja Godek.
Warto przy tym wspomnieć o tym jak obecnie kształtuje się wrażliwość polskiego społeczeństwa. Według sondażu Kantaru dla Gazety Wyborczej, zakaz aborcji popiera raptem 11% Polaków. 22% chciałoby legalnej aborcji do 12 tygodnia ciąży. Zdecydowana większość, bo aż 62%, za najlepsze rozwiązanie uznaje przerywanie ciąży legalne w określonych przypadkach. Przy czym prawo do decyzji o usunięciu ciąży w przypadku trwałego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu popiera 59 procent badanych. Więcej niż w przypadku ciąży będącej skutkiem gwałtu.
Inicjatywa prezydenta powinna wziąć pod uwagę to, że jego obóz polityczny w tym konkretnym sporze reprezentuje wolę tego, przed czym wcześniej ostrzegała. „Obrońcy życia poczętego” to modelowy przykład głośniej mniejszości narzucającej swoją wolę większości za pomocą prawa. Nie jest też prawdą stwierdzenie, że „matka nie ma prawa do poczętego dziecka, bo ono jest własnością Boga i narodu” – jak uważa jedna z radnych PiS z, jakże by inaczej, Kraśnika. Żyjemy w III Rzeczypospolitej Polskiej, nie III Rzeszy Niemieckiej.
Czy prezydent Andrzej Duda znajdzie w sobie odwagę, by wymusić na swoim obozie politycznym przyjęcia do wiadomości otaczającej rzeczywistości? Czy prezydent w ogóle chce czegoś więcej niż ratowania Zjednoczonej Prawicy przed kłopotami, w które sama się wpakowała? Trudno powiedzieć. Miejmy nadzieję, że pamięta, że nie musi już zabiegać u Jarosława Kaczyńskiego o poparcie w następnych wyborach.