Gdy premier przedwczoraj publicznie utyskiwał na działalność Senatu, który nie chce zająć się ustawami nieprzekazanymi mu jeszcze przez niezbierający się Sejm, przypomniałem sobie o najmądrzejszych słowach, jakie kiedykolwiek jako dziennikarz usłyszałem. Ich autorem był obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego Stanisław Piotrowicz.
Ostatnie tygodnie to legislacyjna jazda bez trzymanki. Do niedawna, w każdym grudniu, dostawałem jako dziennikarz zadanie przygotowania zestawienia największych prawnych bubli kończącego się roku. Teraz opisywanie bubli przeniosłem na Twittera, bo w ciągu tygodnia można zebrać tyle materiału, ile dawniej zbierałem przez 12 miesięcy. I nie, bynajmniej nie chwalę tego, co było. Było źle. Po prostu teraz jest beznadziejnie.
Stanisław Piotrowicz wieszczy
Dziś pan premier Mateusz Morawiecki został zapytany o to, dlaczego nie zbiera się Sejm. Szef rządu odpowiedział, że nie zbiera się Senat. Dziennikarze powtórzyli więc pytanie, dlaczego nie zbiera się Sejm. Premier Morawiecki odpowiedział, że nie zbiera się Komisja Europejska. I taka to była dyskusja – niczym baby z dziadem.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdy pan premier mówił o istotnej roli Senatu, przypomniałem sobie wielkie słowa mistrza legislacji. Słowo daję, nigdy wcześniej i nigdy później z nikim się tak nie zgadzałem jak z mistrzem Stanisławem Piotrowiczem.
A było to tak, że w 2015 r. podsumowywałem rządy Platformy Obywatelskiej. O jakość legislacji za czasów Ewy Kopacz postanowiłem spytać nie tylko polityków PO (jeden z nich wówczas stwierdził: „to nie tak, że braliśmy łapówki, po prostu jesteśmy nieudolni”), lecz także ówczesnego posła Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Piotrowicza. A ten postanowił nie obrzucać błotem politycznych rywali, lecz w klarowny sposób przedstawić ich błędy.
Ostry jak brzytwa recenzent, obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego (bądź „Trybunału Konstytucyjnego”), bez trudu zdiagnozował przyczyny podupadnięcia na zdrowiu legislacji: „Powody są trzy: rządzący omijali procedurę konsultacji, zgłaszając stworzone w ministerstwach projekty jako poselskie, Senat stał się upartyjniony, przez co nie sprawuje kontroli nad uchwalonymi ustawami, a także parlament przyjmuje zdecydowanie zbyt wiele ustaw”. To wierny cytat.
Stanisław Piotrowicz nadal ma rację
Minęło pięć lat. Pięć lat dobrej zmiany. Nic tylko się cieszyć, że teraz jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż wówczas, gdy było tak tragicznie.
Przykłady? Między wrześniem 2018 r. a wrześniem 2019 r. (analizuję ten okres, gdyż analiza zmian legislacyjnych w dobie pandemii byłaby nieuczciwa dla rządzących – wiele było niezbędnych i trzeba było dokonywać kilku korekt w krótkim czasie) prawo farmaceutyczne zmieniło się 16 razy. Kodeks spółek handlowych – „zaledwie” 7. Choć do kodeksu spółek handlowych należy inny rekord. Otóż podczas 84. posiedzenia Sejmu poprzedniej kadencji, w lipcu 2019 r., przegłosowano trzy różne nowelizacje kodeksu. A sprawozdawca jednego z projektów przeczytał uzasadnienie do innego.
Z kolei w 2018 r. Sejm, Senat oraz prezydent byli najszybsi w historii. Zasada trzech czytań stała się fikcją. W 2018 r. 63 proc. uchwalonych przez Sejm ustaw nie było merytorycznie opracowywanych przez komisje sejmowe pomiędzy drugim a trzecim czytaniem. Gdy dodamy do tego, że 13 proc. ustaw nie trafiało do komisji po pierwszym czytaniu (lub trafiało, ale już na pierwszym posiedzeniu komisja sporządzała sprawozdanie z prac), okazuje się, że odsetek ustaw, dla których nie prowadzono żadnych prac po drugim czytaniu, wynosi aż 76 proc. ogółu uchwalanych aktów. W 2017 r. odsetek ten wynosił 70 proc., a np. w 2005 r. – 51 proc. Obliczeń tych dokonała firma audytorsko-doradcza Grant Thornton.
Aż szkoda, że za jakość legislacji w parlamencie nie odpowiada już Stanisław Piotrowicz…
Fot. tytułowa: Silar/Wikimedia, na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported