„Julka” nie będzie młodzieżowym słowem roku 2020. Kapituła plebiscytu uznała, wydając stosowne oświadczenie, że rzeczownik odimienny Julka/julka, szczególnie kojarzony z Twitterem, jest nie tyle lekceważący, ile odnosi się do krytyki pewnych poglądów, a nie zachowań. A na to nie może być zgody.
Młodzieżowe słowo roku 2020 – nie będzie to „Julka”
Na stronie Słownika Języka Polskiego (sjp.pwn.pl) pojawiło się oświadczenie kapituły plebiscytu na młodzieżowe słowo roku 2020. Informuje się w nim, że na pewno nie będzie nim „Julka/julka”. W samych zgłoszeniach chodzić może bowiem – w mojej opinii – o swego rodzaju walkę z kobietami, a wiele zgłoszeń wynika z inicjatywy „Pomóż Julkom utrzeć nosa”.
Według pierwszych zgłoszeń „Julkę z Twittera” oznaczał wzór zachowania określony przez kapitułę plebiscytu jako
lansowanie w mediach społecznościowych poglądów liberalnych czy lewicowych bez otwartości na dyskusję
Jak Kuba Kralka stwierdził w felietonie dot. „lewicowej wojny o zasoby„, chodzić może – jak rozumiem – o profile:
z avatarem z kreskówki, dziwnym pseudonimem […]
Dodam od siebie, że podobnie można wyodrębnić konta ze zdjęciami profilowymi typu „selfie” – robionymi we wnętrzu samochodu – nazwą pisaną caps-lockiem, bądź małymi literami, a także porcją polskich flag lub krzyży obok nicku.
Twitter jest barwny, a także – w polskim wydaniu – mocno spolaryzowany.
Chodzi o wojnę polsko-polską?
Wracając do „julki” (względnie – Julki), kapituła plebiscytu wprawdzie uznaje, że słowo to nie powinno w „normalnych czasach” dziwić czy obrażać bardziej niż alternatywka czy kuc. Podobnie – według mnie – należałoby stawiać „Januszy”, „Grażyny”, „Mirków” czy amerykańskie „Karen”. Ale dzisiaj nie ma „normalnych czasów”. Dlaczego?
Kapituła plebiscytu uznała, że
[…] wraz z zaostrzeniem konfliktu społecznego julka jest w zgłoszeniach plebiscytowych coraz częściej definiowana w odniesieniu do poglądów, a nie zachowań. Podobną metamorfozę przeszło określenie prawicowego aktywisty – kuc. W sytuacji, w której wyśmiewane „julki” są bite na ulicach, kapituła plebiscytu na mocy regulaminu zdecydowała, że nie wygra słowo wyśmiewające czyjeś poglądy.
I ja się z tym stanowiskiem kapituły całkowicie zgadzam.
Trzeba postawić granicę
O ile używanie zabawnych (nawet pejoratywnych) określeń jest częścią codziennej mowy, o tyle „Julka” stała się – przynajmniej w niektórych polskich serwisach społecznościowych – narzędziem prawie że dehumanizacji i sprowadzania do absurdu jakichkolwiek postulatów kobiet – dotyczących przecież praw człowieka – protestujących wskutek wyroku TK w sprawie aborcji płodu z przyczyn embriopatologicznych.
W momencie, gdy społeczeństwo się polaryzuje, tego rodzaju określenia jedynie pogłębiają podziały. W „Julce” nie chodzi już o Twitterowe zachowanie. Chodzi o osoby, które – mówiąc wprost, a zarazem w przenośni – wychodzą dzisiaj na ulicę. Z pojęcia stygmatyzującego zjawisko, rzeczownik odimienny „Julka” stał się narzędziem deprecjonowania Polek z uwagi na wyznawane poglądy. Albo i samą płeć, co wręcz wylewa się z niektórych komentarzy w sieci.
Czy „Julka” jest zemstą za „kucy”? Do tego problemu odnosi się Bartek Chaciński i wskazuje, że tego się możemy nie dowiedzieć. Niemniej – niezależnie czy to „incel”, „kuc” czy „Julka” – czynienie z plebiscytu oręża w walce polsko-polskiej nie wydaje się rozsądne.