Tysiące ofiar nazistowskich Niemiec, które do tej pory nie otrzymały żadnych odszkodowań za poniesione czasie II Wojny Światowej ofiary, mają szansę na otrzymanie tzw. emerytury gettowej, dzięki rozszerzeniu definicji getta. Nie wszystkie osoby, które padły ofiarą prześladowań w przestrzeni odizolowanej od reszty miasta, mieszkały na jej terenie. Niemieckie „emerytury gettowe” nie będą jednak dotyczyć osób, które pracowały na robotach przymusowych.
Zmiana definicji getta
Do tej pory Niemiecki Zakład Emerytalny (DRV) przy rozpatrywaniu podania o tzw. emeryturę gettową, przyznawał ją osobom, które faktycznie mieszkały i pracowały na terenie gett, czyli zamkniętych i oddzielonych murem od innych ulic miasta dzielnic, jak getto warszawskie czy łódzkie. Federalny Sąd Spraw Socjalnych w Kassel na posiedzeniu 20 maja orzekł jednak, że definicje na podstawie faktycznego zamieszkania getta należy rozszerzyć o osoby, które były przetrzymywane w miejscach przypominających getta i takich, które na co dzień pracowały w getcie, ale ich formalnym miejscem zamieszkania mieściło się poza murami getta.
Posłanka Lewicy Ullia Jelpke wystosowała interpelację, w której domagała się ponownego rozpatrzenia wniosków o „emerytury gettowe”. Niemieckie świadczenia powinny trafić do wielu osób, które wcześniej z racji niezamieszkania gett, czy terenów niezamkniętych były pomijane. W odpowiedzi na inicjatywę posłanki, niemiecki rząd poinformował, że DRV rozpatrzy ponownie 5500 wniosków o przyznanie świadczenia. Pierwsze z nich trafiły ponownie na biurka urzędników w listopadzie.
Jedną z takich emerytur Sąd Federalny przyznał już w maju Polakowi wyznania mojżeszowego, który pracował w getcie, jako dziecko. Jest to jednak wynik starań Mariana Kalwaryma, pełnomocnika Związku Żydowskich Gmin Wyznaniowych i Romana Kwiatkowskiego, przewodniczącego Stowarzyszenia Romów w Polsce. Razem z inicjatywą „Ghetto-Renten-Gerechtigkeit Jetzt!” (Sprawiedliwość dla zatrudnionych w niemieckich gettach) upominają się o świadczenia dla ofiar nazizmu.
Niemieckie emerytury gettowe
Zmiana w definicji nie dotyczy jednak osób, które były podczas wojny zsyłane przez nazistów do Niemiec na przymusowe roboty. Jak podał „Tagesspiegel”, ich roszczenia są w ocenie Niemców uregulowane, tak więc niemieckie „emerytury gettowe” ich nie obejmą. Przypomnijmy, że sami mieszkańcy Europy Wschodniej stanowili wówczas 65 procent przymusowych robotników III Rzeszy, z czego 1 mln 400 tys. to Polacy, a 2 mln 165 tys. obywatele ZSRR i terenów anektowanych przez Związek Radziecki, czyli m.in. Białegostoku, czy polskich wówczas Lwowa i Stanisławowa.
Ci ludzie również przebywali w poza gettem, ale w przestrzeniach ograniczonych i wykonywali niewolniczą pracę. Decyzja o pominięciu ich w ponownym procesie rozpatrywania nieuznanych wcześniej wniosków o powojenne świadczenia być może jest wynikiem społecznej niewiedzy Niemców o polskich ofiarach nazistów. Brak ponownego pochylania się nad wioskami osób, które były zmuszone do przymusowej pracy na terenie III Rzeszy, prawdopodobnie nie sprowokuje żadnych głosów sprzeciwu. Prof. Dieter Bingen, były dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich oceniając stan wiedzy Niemców na ten temat tego, jakie szkody ponieśli podczas wojny Polacy, bezkompromisowo uznał, że w niemieckiej pamięci o zbrodniach nazistowskich stanowią oni „ofiary drugiej klasy”.
Wiele zaś osób, które złożyły podanie o przyznanie „emerytury gettowej” lata temu, mogło już nie doczekać decyzji o zmianie definicji, a ich rodziny nie wiedzą z kolei, że mogą ponownie ubiegać się o świadczenie.