Sylwester z uwagi na epidemię koronawirusa będzie w tym roku wyglądać nieco inaczej. Do samego faktu istnienia zagrożenia natury zdrowotnej dodać należy arbitralne decyzje rządzących. Te są radykalne, kontrowersyjne i wątpliwe co do legalności. No i najważniejsze – dotykają tradycji. A tego nie lubimy.
Sylwester a koronawirus
Podczas wczorajszej konferencji minister zdrowia zapowiedział dodatkowe obostrzenia trwające od 28 grudnia do 17 stycznia (wg nowomowy – narodową kwarantannę). Podstawy takiego działania są oczywiście zrozumiałe. Nasi sąsiedzi rejestrują przyrosty liczby zakażeń, a i u nas sytuacja nie jest dobra. O ile liczba zakażeń raczej faluje, oscylując w 1/3 „rekordowej” wartości, o tyle liczba zgonów wyraża się w ok. kilkuset dziennie. To zdecydowanie za dużo.
Konieczność przeciwdziałania trzeciej fali epidemii – szczególnie, że szczepionka pojawi się w zasadzie lada moment – wydaje się konieczna. Jeżeli Polacy będą się chcieli szczepić (oby, bo COVID-19 jest nieporównywalnie groźniejszy od ewentualnych i rzadko występujących powikłań poszczepiennych), to może to być ostatni lockdown. Nie będzie potrzeby, by wprowadzać kolejne. To prawdopodobny scenariusz.
Działanie rządzących jest zatem zrozumiałe, a wprowadzanie ograniczeń akurat w tym świąteczno-zimowym okresie, to w mojej opinii po prostu dobra droga. Oczywiście odnoszę się do samej idei, bowiem kontrowersji jest mnóstwo. Narzekają przedsiębiorcy, którym raz otwiera, a raz zamyka się firmy wymagające olbrzymich nakładów do ich utrzymania (stoki narciarskie).
Krytykują też obywatele i komentatorzy, którzy dostrzegli zupełną niekonsekwencję wobec planu działania. Narodowa kwarantanna miała być ostatecznością. Rządzący – mimo że wprowadzają lockdown – to cały czas twierdzą, że chodzi o przedłużenie „etapu odpowiedzialności”. Pewne problemy dostrzegają też prawnicy.
Nic tak od dawna nie poruszyło Polaków jak ograniczenie zabawy w sylwestra
Do nowo ogłoszonych restrykcji należy m.in. zakaz przemieszczania się w sylwestra mający postać swoistej godziny policyjnej. Obowiązujący na obszarze całego kraju zakaz przemieszczania się odnosić się będzie do okresu od godz. 19:00 31 grudnia do godz. 6:00 1 stycznia.
Dodając do tego ograniczenie zgromadzeń w mieszkaniach do 5 osób (z pominięciem domowników), a także całkowite wstrzymanie działalności hoteli – także względem podróży służbowych – można stwierdzić, że sylwestra w tym roku w zasadzie nie będzie.
Minister Niedzielski dodał oczywiście, że za łamanie restrykcji grozić będą kary. Można rozumieć, że chodzi tutaj o „klasyczną” podwójną odpowiedzialność, tj. z tytułu popełnienia wykroczenia, ale i z możliwością otrzymania – niezależnie, obok – administracyjnej kary pieniężnej.
Jako takie państwowe represje związane z koronawirusem wydają się być przez większość Polaków akceptowane. Generalnie narzekamy, ale najczęściej się stosujemy. W tym wypadku sytuacja wydaje się nieco inna, bowiem dotyka tradycji. A tego szczególnie Polacy nie lubią.
Lockdown? Niech będzie. Lockdown w sylwestra? Nigdy!
W sierpniu napisałem felieton o zakazie wesel podczas epidemii. Wystarczy kliknąć w link i zajrzeć do komentarzy, by zobaczyć, czym skutkuje choćby teoretyczne dotknięcie problemu stosowania ograniczeń względem płaszczyzn uznawanych za „święte”. Z podobnych przyczyn rządzący mieli wycofać się z ograniczeń dot. sprzedaży alkoholu. To się politycznie nie opłaca. A Polacy nie będą stosować się do regulacji, które uznają za skrajnie głupie.
„Najwyższy Czas” – jak to wolnościowcy – donosi o kilku przypadkach ofert, które miałyby na celu ominięcie sylwestrowych regulacji. Pojawiła się oferta bycia statystą w filmie kręconym w willi (wynagrodzenie – 50 zł, wstęp – 500 zł). Jeden z przedsiębiorców oferuje na przykład sylwestrowe przewozy autokarowe – podczas jazdy można się dowolnie bawić.
Na „Wykopie” z kolei pojawiło się znalezisko obwieszczające „spontaniczne zgromadzenie”, które ma odbyć się w całej Polsce po godz. 19:00 równolegle w różnych miastach. Ta „kreatywność” (bo prawo tak nie działa, nawet to, którego jeszcze nie ma) jest dowodem na to, iż Polacy po prostu nie czują potrzeby stosowania się do restrykcji – a już na pewno nie w noc sylwestrową.
Dziwię się zatem, że rządzący tak odważnie i wprost wprowadzają kontrowersyjne obostrzenia. To odpowiedzialna decyzja – co do idei, szczegółów z racji braku rozporządzenia nie znamy – która raczej nie zyska społecznego zrozumienia i poparcia.
Chciałoby się rzec – o jeden zakaz za daleko…