Aborcje wykonane po wyroku TK, ale przed jego publikacją, miały być legalne. Zapewniał o tym właściwie jednogłośnie cały rząd. Okazuje się jednak, że prokuratura uważa inaczej. Śledczy z Białegostoku, po doniesieniu organizacji pro-life, zaczęli badać szpitale, w których między październikiem a styczniem dokonano takich zabiegów.
Aborcje wykonane po wyroku TK
O sprawie pisze dzisiejszy Dziennik Gazeta Prawna. Jak pisze gazeta, Prokuratura Okręgowa w Białymstoku wysłała pilne pismo do jednego ze szpitali. Domaga się w nim wykazu dokonanych aborcji, z podziałem na powody wykonania zabiegów. Na razie wszystko odbywa się w ramach postępowania przygotowawczego. Ale można się tylko domyślać jaką reakcję takie pismo wzbudzi w środowisku lekarskim w całej Polsce. Przypomnę, że po wyroku TK kilka szpitali wstrzymało planowane zabiegi przerwania ciąży, co wzbudziło spore kontrowersje. W zdecydowanej większości placówek były one bowiem kontynuowane. Tym bardziej że rząd zapowiedział, że publikację zamierza odłożyć w czasie o kilka miesięcy. Do tego czasu uchylony przez trybunał Julii Przyłębskiej przepis miał nadal obowiązywać.
I nagle okazuje się, że przekonywanie o legalności terminacji ciąży z uwagi na wady płodu do czasu publikacji uzasadnienia wyroku TK w sprawie aborcji może nie znaleźć odzwierciedlenia w faktach. Jeśli bowiem prokuratura na tyle poważnie traktuje doniesienie fundacji Pro – Prawo Do Życia, że wszczyna postępowanie i pyta szpital o wykaz zabiegów, to znaczy że podejrzewa że doszło do złamania prawa. Oczywiście nikt nie usłyszał jeszcze w tej sprawie zarzutów i być może nigdy nie usłyszy, ale jest to ewidentnie bardzo niepokojący sygnał.
Pro-liferzy nigdy nie odpuszczą
Z historii z Białegostoku można wysnuć dwa wnioski. Po pierwsze – organizacje pro-life nie zamierzają odpuszczać i nie cofną się nawet o krok, próbując napiętnować każdy zabieg przerwania ciąży. Po drugie, co jest może jeszcze bardziej niepokojące – prokuratura życzliwie patrzy na ich działania. Zawiadomienie było bowiem tak oczywiście bezprawne, że można było właściwie od razu wyrzucić je do kosza. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że trafiło ono do wyjątkowo nadgorliwego prokuratora, który chciał się po prostu wykazać. I sprawę szybko jednak zamknie umorzeniem.
Kontekst nadaktywności organizacji pro-life jest istotny z jeszcze jednego punktu widzenia. Od kiedy obowiązuje w Polsce niemal całkowity zakaz aborcji, głośno słychać wezwania do buntu wśród lekarzy. Liderka Strajku Kobiet Marta Lempart poszła nawet dalej, mówiąc że medycy odmawiający aborcji zostaną w przyszłości pociągnięci do odpowiedzialności. Tymczasem tak jak kobiet nie powinno się zmuszać do heroizmu, tak do tego samego nie można zmuszać lekarzy. Tym bardziej, że na sytuacje, w których aborcja będzie mimo wszystko dokonana z powodu wad płodu albo obaw o zdrowie psychiczne kobiety, czyhają właśnie organizacje pro-life. Które nie przegapią okazji, by nawet pokazowo skazać albo chociaż postawić przed sądem medyka, który chciał po prostu zachować się przyzwoicie.