Na razie trudno jeszcze mówić o końcu pandemii. Nie wiadomo, jak realnie będzie przebiegać szczepienie, ile osób ostatecznie zdecyduje się na przyjęcie szczepionki oraz czy poszczególne preparaty okażą się skuteczne przeciwko nowym mutacjom koronawirusa. Już teraz jednak rządzący powinni podejmować działania, które umożliwią odbicie gospodarcze. Zamiast jednak nakładać nowe podatki i podnosić te obecne, lepszym rozwiązaniem mogłoby być uszczelnienie podatku dochodowego płaconego przez firmy, czyli CIT. W grze są tutaj miliardy złotych, które teraz przeciekają fiskusowi przez palce.
Patriotyzm gospodarczy i uszczelnienie CIT. To tym powinni zająć się rządzący
Od pewnego czasu rząd postawił na wprowadzanie nowych podatków i „opłat” lub „składek” (które najczęściej w rzeczywistości też są podatkami). W ten sposób wprowadzono podatek handlowy, podatek cukrowy, w planach jest tzw. podatek od smartfona, a w kolejce – „składka” medialna, czyli podatek od reklam w szeroko rozumianych mediach (ale i np. kinach). A to i tak nie wszystko – po drodze mogliśmy jeszcze obserwować np. niezrozumiałe posunięcia dotyczące akcyzy ze strony… Ministerstwa Sprawiedliwości i Lewicy, o czym pisałam już na Bezprawniku (np. proponowana większa akcyza na alternatywę dla papierosów, czyli podgrzewacze, ale już na same papierosy i e-papierosy – taka sama jak wcześniej). Jak łatwo się domyślić, wyższe podatki – na końcu i tak odbijają się na zwykłych konsumentach. Przedsiębiorcy, szukając możliwości obniżenia zaistniałych strat, podnoszą po prostu ceny oferowanych towarów i usług.
Jak postuluje natomiast Federacja Przedsiębiorców Polskich, zamiast podnoszeniem VAT, akcyzy, nakładaniem nowych podatków i opłat, rząd mógłby zająć się czymś, co teraz przecieka mu przez palce, a co mogłoby przynieść realne i wymierne korzyści dla budżetu państwa – bez dodatkowego obciążania portfela przeciętnego Kowalskiego. Chodzi o uszczelnienie CIT. Wciąż wiele firm zagranicznych prowadzących działalność w Polsce nie płaci CIT w naszym kraju. Jak podkreśla FPP, przedsiębiorca zagraniczny, który nie płaci CIT w Polsce i nie inwestuje w kraj, traktuje go tym samym jako źródło taniej siły roboczej – zyski transferując za granicę. Najłatwiej to porównać do osób mieszkających i pracujących w Warszawie, ale… płacących podatek w gminie zameldowania, znajdującej się w zupełnie innej części Polski. Ani jedna, ani druga postawa nie jest przejawem solidarności, dodatkowo – wiąże się z czerpaniem zysku, ale bez chęci dzielenia się z nim ze społecznością, dzięki której został wypracowany. Jeden z ekonomistów biorących udział w debacie FPP, Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, określił taką sytuacje mianem kolonializmu.
Dysproporcja w ściągalności CIT dotyczy w dużym stopniu akurat tych branż, które zostały dotknięte przez nowe podatki i podwyżki
Oprócz tego problemem jest też dysproporcja w ściągalności podatku CIT od zagranicznych firm działających na polskim rynku. Na przykład w branży handlowej pozytywnie wyróżnia się Jeronimo Martins Polska (właściciel Biedronki), który w 2019 r. zapłacił ponad 600 mln zł podatku CIT. Dla porównania, podatkowa spółka Lidl zapłaciła w tym samym roku jedynie ok. 100 mln zł. A – jak można się domyślać – różnica w przychodach prawdopodobnie nie była tak duża.
Kolejnym przykładem jest branża tytoniowa – Polskie Towarzystwo Gospodarcze opracowało jakiś czas temu raport z którego wynika, że cztery największe firmy działające w Polsce na rynku tytoniowym osiągnęły w 2019 r. stosunkowo porównywalne przychody, podczas gdy jeśli chodzi o podatek CIT, to różnice były diametralne. Philip Morris Polska Distribution Sp. z.o.o. zapłacił 227 mln zł podatku CIT, podczas gdy np. British American Tobacco Trading Sp. z.o.o. – tylko 18 mln zł, mimo zbliżonych udziałów na rynku.
Warto zauważyć, że w przypadku obu branż (a to właśnie w nich, według PTG, występuje największa dysproporcja w ściąganiu podatku CIT), rząd zdecydował się na nowe podatki lub ich podniesienie. Branża handlowa najmocniej cierpi na podatku handlowym, chociaż problemem jest też podatek cukrowy. Z kolei w przypadku branży tytoniowej proponowana wcześniej podwyżka akcyzy (aż o 150 proc.) ma być selektywna i objąć tylko jeden produkt: podgrzewacze tytoniu. Tutaj szkoda może być podwójna – po pierwsze może praktycznie wyhamować rynek mniej szkodliwej alternatywy dla papierosów i utrudnić do nich dostęp. Podwyżka opodatkowania w przypadku produktów mniej szkodzących zdrowiu (przy jednoczesnym pozostawieniu obecnych stawek akcyzy dla zwykłych papierosów) jest po prostu niezrozumiała.
Po drugie – jakiekolwiek podnoszenie akcyzy (zresztą nie tylko akcyzy) odbije się na portfelu przeciętnego konsumenta. Bo akcyza, jak przypomina FPP, to podatek pośredni, który finalnie konsument zapłaci z własnej kieszeni.
Już teraz, jak zauważyła Agnieszka Durlik z Krajowej Izby Gospodarczej, różnice w wysokości akcyzy są bardzo wysokie. Z analiz KIG wynika, że największym przywilejem akcyzowym cieszą się u nas międzynarodowi producenci wkładów z płynami do e-papierosów: akcyza na ich produkty jest nawet 25-krotnie niższa niż akcyza na papierosy, nawet 6-krotnie niższa niż akcyza na płyny do e-papierosów sprzedawane przez firmy MŚP w buteleczkach do samodzielnego napełniania i nawet 5-krotnie niższa niż akcyza na podgrzewacze tytoniu. Z kolei saszetki z nikotyną, czyli tzw. doustne produkty tytoniowe będące substytutem papierosów, nie są opodatkowane w ogóle. Dyskusja zafiksowała się jednak na podwyżce akcyzy na podgrzewacze, choć już teraz są one jednym z najbardziej obciążonych tym podatkiem produktów. Lobbyści mogą więc bić sobie brawo.
Sama propozycja podniesienia akcyzy tylko na jeden z produktów jest niezrozumiała o tyle, że akcyza na podgrzewacze w Polsce mieści się dziś w średniej UE, a po podwyżce będzie jedną z największych stawek akcyzowych w Europie – wyższą niż np. w Niemczech.
Inna sprawa to fakt, że na Białorusi i Ukrainie, państwach dobrze znanych Krajowej Administracji Skarbowej z uwagi na przemyt wyrobów tytoniowych, paczka wkładów kosztuje odpowiednio: ok. 5,55 zł i ok. 8 zł, co wynika z niższych kosztów pracy i płac w tych państwach. Ryzyko przemytu takich wyrobów ze Wschodu do nas jest więc realne. Pokazuje to przykład Litwy, która miała podobną akcyzę na podgrzewacze co Polska obecnie. I podniosła ją do poziomu, który teraz proponuje się u nas. Chwilę później ruszył tu lawinowy przemyt podgrzewaczy. Wcześniej był zerowy.
Jak zauważył Wojciech Bronicki, były wieloletni Dyrektor Departamentu Podatku Akcyzowego w Ministerstwie Finansów, nie ma fizycznej możliwości, żeby nawet po 150% podwyżce akcyzy na podgrzewacze budżet zarobił jakieś bajońskie sumy, którymi lobbyści mamią dzisiaj polskiego fiskusa. Zresztą, sami chyba przestali wierzyć w swoje obliczenia, bo zreflektowali się, że te 1,5 mld zł z podgrzewaczy brzmi mało wiarygodnie. Po drodze dokonali więc „drobnej korekty” zysku do 1 mld zł. Wojciech Bronicki przekonuje natomiast, że w najlepszym wypadku można liczyć na 1/3 tej kwoty, o ile w ogóle rynek podgrzewaczy wytrzyma taką podwyżkę akcyzy i się nie załamie. Znacznie większe wpływy budżetowi przyniosłaby już minimalna podwyżka akcyzy na papierosy.
Tymczasem uszczelnienie CIT przyniosłoby budżetowi porównywalne zyski co akcyza
Na przykładzie akcyzy zresztą bardzo dobrze widać, dlaczego to uszczelnienie CIT – zwłaszcza w czasie pandemii – powinno być priorytetem rządzących. Jak podaje Marek Kowalski, przewodniczący FPP i prezes Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej, CIT uczciwie płacony przez zagraniczne firmy mógłby przynieść budżetowi zyski porównywalne do do samej akcyzy na niektóre produkty. Różnica w tym, że pieniądze pochodziłyby z kieszeni firm, a nie z kieszeni konsumentów. Z oczywistych powodów firmy unikające płacenia CIT chcą takiego scenariusza uniknąć i obniżają rangę podatku dochodowego. A budżetową dziurę, za którą same odpowiadają, proponują zasypywać podnoszeniem podatków…konsumentom. Chyba nie o taki solidaryzm biznesowy chodzi.
Rozwiązania proponowane przez ekspertów biorących udział w debacie FPP wpisywałaby się w promowany przez obecną ekipę rządzącą patriotyzm gospodarczy. Płacenie CIT przez firmy działające na polskim rynku jest przecież częścią takiego patriotyzmu. A dopilnowanie tego przez rządzących powinno być nie tylko wyrazem realnej troski o polskich przedsiębiorców (w kontekście np. konkurencyjności) i konsumentów. Ściganie agresywnej optymalizacji podatkowej powinno być przecież jego obowiązkiem.
Może to dobry moment na to, żeby i Ministerstwo Sprawiedliwości, i Lewica, które zaangażowały się w temat akcyzy, w równym stopniu wzięły się za CIT i uszczelnianie poboru tego podatku?