Pandemia koronawirusa przyzwyczaiła nas do stosunkowo niedrogiej benzyny. Logiczne – skoro zdecydowanie mniej jeździliśmy, to paliwo musiało być tańsze. Teraz jednak widzimy koniec taniej benzyny. A na stacjach ceny za litr powoli znów zaczynają się zaczynać od „piątki”.
Światowe ceny ropy powoli wracają do poziomów sprzed pandemii. To oczywiście odbija się też na tym, za ile my kupujemy paliwa na stacjach.
Na wielu stacjach ceny już dobijają do granicy 5 zł za litr – a często ją przekraczają. A jak to wynika w statystykach? Według serwisu e-petrol.pl w tygodniu od 15 do 21 lutego średnie ceny benzyny 98 mogą wynieść nawet 5,11 za litr, a najpopularniejszej benzyny 95 oraz oleju napędowego – do 4,80.
Oczywiście skoro takie są ceny średnie, to w wielu miejscach zapłacimy powyżej 5 zł.
A przecież na wiosnę „95” potrafiła kosztować niewiele ponad 3,3 zł…
Czy to koniec taniej benzyny? Winny… optymizm
Czemu benzyna nie jest już tak tania, skoro z pandemią jeszcze nie udało nam się wygrać – i prawdopodobnie tak szybko wcale się to nie uda?
Analitycy mówią, że winny jest coraz większy optymizm w światowej gospodarce. Liczba nowych zakażeń nie jest już tak wysoka, a szczepienia, choć w bólach, to są jednak realizowane. Do tego w USA szykuje się wielki plan naprawy gospodarki, który pewnie mocno pomoże rozruszać światową koniunkturę.
Główni wytwórcy ropy przewidują więc, że zapotrzebowanie na ropę będzie rosło. A być może niebawem ruszy światowa turystyka – to z kolei sprawi, że znów będzie gigantyczne zapotrzebowanie na paliwa.
Eksperci przestrzegają więc, że w najbliższym czasie trzeba będzie wydawać na paliwo coraz więcej. Dodają jednak, że ceny nie będą rosły w nieskończoność, za to powinny względnie szybko dobić do poziomów sprzed pandemii.
Chyba że czekają nas kolejne epidemiczne zwroty akcji – i będą się pojawiać kolejne fale czy mutacje. Oby jednak ten scenariusz się nie spełnił – droższa benzyna jest jednak lepsza.
W Polsce ceny benzyny są ciągle stosunkowo niskie na tle Europy – choć zawierają rzecz jasna mnóstwo rządowych opłat. Swoją drogą – u nas ceny w ogóle rosną w niezwykle szybkim tempie i nie jest to wyłącznie wina drogiej ropy. W styczniu ceny w Polsce wzrosły o 2,7 proc. w porównaniu do stycznia 2020. To więcej niż prognozowali ekonomiści. I więcej niż w grudniu, w którym inflacja wyniosła 2,4 proc.
Czy wzrost cen w styczniu szokuje? Niekoniecznie, w końcu wraz z nowym rokiem rząd wprowadził mnóstwo nowych podatków. Na przykład podatek cukrowy, który obejmuję colę, ale czekolady już nie. Wśród nowych danin znalazła się też opłata od małpek, ale i „tradycyjne” podwyżki – na przykład ZUS-u czy abonamentu.
Spadkowi inflacji nie sprzyjają też wyjątkowo niskie stopy procentowe. Te sprawiają, że lokaty są zupełnie nieopłacalne – i nawet jeśli czujemy, że nasza wypłata jest coraz mniej warta, to czujemy, że mimo wszystko lepiej wydawać niż oszczędzać.