Obywatelu, już wkrótce dostaniesz maseczki od rządu. Na początek trafią one do dwóch województw, najmocniej dotkniętych w tej chwili przez pandemię. Docelowo trafią do każdego Polaka. Ciekawe, że dzieje się to dokładnie rok od wykrycia w Polsce pierwszego zakażenia koronawirusem, prawda? Co się zmieniło, że rząd podjął tę decyzję akurat teraz?
Maseczki od rządu
Rządzący stali się wrażliwi na sposób zakrywania przez Polaków twarzy mniej więcej w połowie lutego. Najpierw zapowiedzieli zakaz noszenia przyłbic, szalików czy kominów. Teraz postanowili podzielić się z nami swoimi zasobami maseczek chirurgicznych. Lada dzień 10 milionów z nich trafi na Pomorze, a kolejnych 5 milionów na Warmię i Mazury. W tej chwili są to województwa, w których zapadalność na Covid-19 jest najwyższa. W następnej kolejności maseczki zaczną trafiać do kolejnych województw z trudną sytuacją (a ta, jak przewidują prognozy, będzie się pogarszała z dnia na dzień).
Każdy mieszkaniec ma otrzymać od rządu cztery maseczki. Za ich dystrybucję mają być odpowiedzialne samorządy. Nie wiadomo czy trafią one na przykład do naszych skrzynek na listy czy też będzie można je odbierać w wyznaczonych punktach. Pomysł zdaje się być rzucony na szybko i mimo zapowiedzi, że maseczki trafią do nas na dniach, to nie zdziwię się jeśli logistyka całego procesu trochę jednak potrwa.
Dlaczego tak późno?
Rząd rozdaje ludziom maseczki, bo bardzo boi się trzeciej fali pandemii koronawirusa. Nie mogę jednak nie zapytać – dlaczego nie zrobił tego już jesienią, kiedy sytuacja w październiku zaczęła gwałtownie się pogarszać? Nie chce mi się wierzyć, że wtedy w Agencji Rezerw Materiałowych żadnych maseczek nie było. I że rząd zdecydował się kupić ogromne zapasy dopiero teraz. Dzisiejszy stan epidemii przecież niczym nie różni się od tego, z jakim mieliśmy do czynienia jesienią 2020 roku.
Sam pomysł jest rzecz jasna szlachetny. Szczególnie jeśli mówimy o osobach ubogich, dla których kupowanie kolejnych maseczek jest obciążeniem ich skromnego budżetu. Prawda jest jednak taka, że dziś, po roku pandemii w Polsce, bardzo wielu z nas ma w domu całkiem spory zapas masek, zakupiony z prywatnych środków, bo do tej pory rząd nie poczuwał się do obowiązku przekazania środków ochrony obywatelom.
No i na koniec dodajmy, że antymaseczkowcy z podarunku od rządu niestety nie zrobią użytku. Wiele maseczek wyląduje też na brodach albo będzie uwypuklać wystawione na zewnątrz nosy. Dopóki bowiem nie nauczymy się wspólnie dyscypliny, to nawet miliard maseczek od rządu nie zatrzyma rozwoju pandemii. Całe szczęście, że mamy szczepionki. Oby Polacy decydowali się na nie bardziej ochoczo niż na zasłanianie nosa i ust.