Przedsiębiorcy, którzy wnioskowali o pomoc z tarczy finansowej 2.0 musieli złożyć oświadczenie, w którym potwierdzają, że stosują się do obostrzeń nałożonych przez rząd. Za niestosowanie się do państwowych restrykcji grozi utrata środków z tarczy. Problem polega na tym, że okazuje się, że aby przedsiębiorca został pozbawiony pomocy, może wystarczyć stwierdzenie łamania przepisów pandemicznych – nawet, jeśli w rzeczywistości przedsiębiorca stosował się do wszystkich zaleceń.
Odebranie pomocy publicznej przedsiębiorcy. Wszystko w rękach policji i sanepidu
Zgodnie z przepisami, które obowiązują od listopada 2020 r., złamanie przepisów epidemicznych – czyli np. niezastosowanie się do rządowych obostrzeń i otwarcie lokalu dla klientów mimo restrykcji – grozi utratą pomocy publicznej. Powód pozbawienia przedsiębiorcy środków może być zresztą znacznie bardziej prozaiczny niż uruchomienie działalności mimo obostrzeń – w niektórych sytuacjach może wystarczyć nawet nieprzestrzeganie obowiązku zasłaniania ust i nosa.
Teoretycznie jednak – aby zastosowanie przepisów o odebraniu pomocy było w ogóle możliwe, konieczne jest najpierw stwierdzenie naruszenia przepisów. Z tym jednak – jak się okazuje – bywa różnie. „Rzeczpospolita” opisuje sytuację, w której znalazła się jedna z restauratorek z Wrocławia. Właścicielka lokalu miała w grudniu – pod koniec dnia – zamknąć wejście do restauracji dla klientów (tak, by nie mogli zamawiać na wynos). W środku jednak pozostało pięcioro pracowników, którzy na terenie lokalu urządzili sobie spotkanie świąteczne. Sąsiedzi mieli zaalarmować policję. Gdy ta przyjechała na miejsce, stwierdziła naruszenie przepisów – mimo, że żadnych klientów nie było w środku, a w lokalu znajdowali się wyłącznie pracownicy.
Mimo tłumaczenia funkcjonariuszom, jak w rzeczywistości wygląda sytuacja, policjanci i tak stwierdzili naruszenie przepisów. A to mogłoby już wystarczyć, by pozbawić przedsiębiorczynię pomocy – służby potwierdzające naruszenie (policja, sanepid) mają bowiem obowiązek bezzwłocznego poinformowania o tym organu, który udzielił wsparcia firmie. W pierwszej kolejności będzie to Polski Fundusz Rozwoju, jednak zgłoszenie równie dobrze może trafić np. do powiatowych urzędów pracy czy do ZUS-u. Wystarczy zatem, że policja lub sanepid stwierdzą naruszenie, mimo że nie zbadają najpierw dokładnie sytuacji – a może nastąpić odebranie pomocy publicznej przedsiębiorcy.
Tłumaczenia mogą nic nie dać
Znamienne jest to, że w takiej sytuacji wszelkie tłumaczenia kierowane do policji czy sanepidu mogą okazać się nieskuteczne. W rezultacie już jedna wizyta służb i błędna interpretacja danej sytuacji mogą przekreślić szanse przedsiębiorcy na państwową pomoc. A przypomnijmy, że i bez tego ciężko ją w tym momencie otrzymać. Wiele firm nie było w stanie spełnić rygorystycznych warunków umożliwiających staranie się o środki z tarczy finansowej 2.0. Niewiele lepiej jest, jeśli chodzi o pomoc z tzw. tarczy branżowej – i to mimo tego, że ostatnie rozporządzenie wprowadziło rozszerzoną tarczę antykryzysową dla przedsiębiorców. Tym bardziej odebranie pomocy publicznej przedsiębiorcy na podstawie stwierdzenia naruszenia, którego w rzeczywistości nie było, wydaje się w takiej sytuacji absurdalne.