Polscy biskupi ogłosili właśnie, że AstraZeneca i Johnson & Johnson to szczepionki z abortowanych płodów. W związku z tym katolicy powinni unikać przyjmowania tych preparatów. Pod warunkiem, że mają w tej kwestii jakiś wybór. Tym samym możemy śmiało stwierdzić, że Episkopat sabotuje szczepienia.
AstraZeneca i Johnson & Johnson, zdaniem biskupów, to praktycznie szczepionki z abortowanych płodów
Stare powiedzenie głosi, że mowa jest srebrem a milczenie złotem. Gdyby polscy biskupi wzięli sobie je do serca, to teraz nie ogłaszałaby, że AstraZeneca i Johnson & Johnson to szczepionki z abortowanych płodów. Zwłaszcza w momencie, w którym Polacy masowo rezygnowali ze szczepień pierwszym z tych preparatów z uwagi na medialne doniesienia o ryzyku zakrzepicy. Do tego tak naprawdę można sprowadzić stanowisko przewodniczącego zespołu ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Biotetycznych, bp. Józefa Wróbla.
Stanowisko Kościoła w sprawie tych dwóch szczepionek jest takie, że wierni powinni unikać ich przyjmowania jeśli mają taką możliwość. Wszystko dlatego, że „szczepionki firm AstraZeneca i Johnson&Johnson są niestety oparte na technologii bazującej na komórkach pochodzących od abortowanych płodów”.
Od strony czysto technicznej chodzi o tak zwane linie komórkowe. W latach 70 i 80 ubiegłego stulecia pobierano materiał komórkowy z płodów legalnie abortowanych w USA. Te komórki następnie namnażano laboratoryjnie przez całe dziesięciolecia. Kilka tysięcy generacji później otrzymujemy komórki, które następnie są wykorzystywane w procesie namnażania składnika aktywnego szczepionki.
Warto zaznaczyć, że konieczność tworzenia linii komórkowych w żadnym wypadku nie było powodem, dla którego dokonano aborcji. To oznacza, że alternatywa tak naprawdę była jedna: potraktowanie abortowanych płodów po prostu jak odpad medyczny i ich utylizacja. Różnica jest taka, że wówczas więcej osób umarłoby z braku szczepionek albo innych lekarstw tworzonych w oparciu o te linie komórkowe.
Z punktu widzenia nauczania Kościoła, fakt ten budzi poważny sprzeciw moralny. W przypadku technologii produkcji szczepionki Johnson & Johnson i AstraZeneca po prostu wykorzystuje się te linie komórkowe. Katolicy powinni unikać ich stosowania, jeśli mają w tej kwestii jakiś wybór. Niestety, publikując takie stanowisko w tym konkretnym momencie Episkopat sabotuje szczepienia w Polsce. Miejmy nadzieję, że niechcący.
Episkopat sabotuje szczepienia w Polsce nakręcając panikę wywołaną przez rzadkie przypadki zakrzepicy
Zdaję sobie sprawę z tego, że zarzut „Episkopat sabotuje szczepienia” to bardzo mocne słowa. Trzeba jednak osadzić stanowisko Kościoła w sprawie szczepionek w kontekście ostatnich wydarzeń. Szczepionka firmy AstraZeneca jest tym preparatem, który już teraz podaje się osobom w wieku do 65 roku życia. To właśnie tą szczepionkę mają otrzymać także nauczyciele. Tymczasem od samego początku miała ona, delikatnie rzecz ujmując, kiepską prasę.
Nie jest żadną tajemnicą, że Polacy mając wybór woleliby – prawdopodobnie nieco skuteczniejsze – szczepionki Pfizera i Moderny, oparte o technologię mRNA. Sytuację dodatkowo pogorszyły doniesienia o możliwości wystąpienia zakrzepicy po przyjęciu szczepionki AstraZeneca. Rzeczywiście, ryzyko wystąpienia takiej reakcji autoimmunologicznej istnieje – dotyczy mniej-więcej kilku przypadków na milion.
Sam fakt ich wystąpienia wystarczył, by kilka państw na jakiś czas wstrzymało szczepienia tym preparatem. Na taki krok nie zdecydowało się polskie Ministerstwo Zdrowia uznając, że szczepionka AstraZeneca jest bezpieczna. Niestety, same doniesienia medialne wystarczyły, by poważnie spowolnić szczepienia seniorów.
Teraz sytuacja się niejako powtarza. Europejska Agencja Leków będzie badać zakrzepy po szczepionce Johnson & Johnson. W Stanach Zjednoczonych to 6 przypadków na 6,8 miliona zaszczepionych. Tamtejsza decyzja o wstrzymaniu szczepień tym preparatem, do czasu upewnienia się co do ryzyka, może ponownie uruchomić panikę.
Nie twierdzę, że Episkopat sabotuje szczepienia celowo – biskupi mogli jednak bardziej pomyśleć o konsekwencjach
Właśnie w tym momencie wierni dowiadują się od biskupów, że powinni unikać przyjmowania szczepionek AstraZeneca i Johnson & Johnson. Cały wywód o bioetycznym aspekcie ich produkcji sprowadza się tak naprawdę do tego, że to szczepionki z abortowanych płodów i że ich produkcja jest niemoralna. Ostentacyjny pogrzeb abortowanych płodów i ofiar poronień pozyskanych ze szpitali często bez wiedzy rodziców jakoś hierarchów tak nie wzruszał.
Jeżeli komunikat biskupa Wróbla w trakcie niedzielnych kazań rozpropagują proboszczowie, to możemy się spodziewać dalszego nakręcania paniki. Część pacjentów może chcieć się szczepić wyłącznie preparatami Pfizera i Moderny, co stanowi już pewien problem. Jeszcze inni mogą zrezygnować ze szczepienia w ogóle. Nie da się przy tym ukryć, że najbardziej zagrożone powikłaniami lub śmiercią w wyniku Covid-19 są osoby starsze. To właśnie one w Polsce są najmocniej przywiązane do wiary i Kościoła.
Taki scenariusz nie jest przecież niemożliwy. Już wcześniej wielu księży lekceważyło wprowadzone przez rząd obostrzenia. Inni jeszcze przed pandemią sympatyzowali ze środowiskami antyszczepionkowymi. Udokumentowane są również przypadki duchownych w swoich kazaniach poruszających kwestię pochodzenia szczepionek na Covid-19. Właśnie w kontekście abortowanych płodów.
To właśnie w ten sposób Episkopat sabotuje szczepienia w Polsce. Nie chodzi o zarzucanie biskupom złych intencji, czy jakiegoś przesadnego naginania faktów pod tezę. Problemem jest absolutnie fatalne wyczucie momentu przekazywania swoim wiernym takim komunikatów. Wygląda na to, że po raz kolejny kwestia zarodków okazała się ważniejsza, niż zdrowie i życie ludzi z krwi i kości.