Taksówkarze sprzeciwiają się Uberowi, a prostytutki protestują przeciwko seks-robotom. Uwaga, opisana poniżej historia to nie ASZdziennik.
Nie tylko gastronomia, sport czy motoryzacja wchodzą z impetem w XXI wiek. Również seks doczekał się wielu rewolucyjnych zmian. Nie wszystkie idą w dobrym kierunku, jak na przykład szpiegujące wibratory. Wiele osób bardzo nieprzychylnie patrzy na seks-roboty, które powoli wchodzą do powszechnego użytku. W Barcelonie otwarto nawet pierwszy dom publiczny, w którym zamiast tradycyjnych pań do towarzystwa, postawiono na automatyzację – seks-roboty.
No i się zaczęło.
Agencja towarzyska musiała się ewakuować ze swojej dotychczasowej i dość prestiżowej siedziby, a adres nowej siedziby znają tylko stali klienci. Ewentualnie można się tam dostać tylko z polecenia. Wszystko z powodu protestów Aprosex (Association of Sex Professionals), czyli stowarzyszenia hiszpańskich prostytutek, które nie kryły oburzenia. Na dodatek o wszystkim dowiedział się właściciel kamienicy i wypowiedział przedsiębiorcom umowę najmu.
Panie oburzały się, że seks-roboty nigdy nie będą wykonywały swojej pracy równie dobrze jak prawdziwa osoba, a na dodatek takie postawienie sprawy sprowadza prostytutki do rangi przedmiotu.
W nieco rozpaczliwym komunikacie możemy wyczytać, że:
(Seks-roboty) się nie komunikują. Nie słuchają, ani nie troszczą się o Ciebie. Nie pocieszają, ani nawet nie patrzą. Nie wyrażą swojej opinii ani nie wypiją z Tobą lampki szampana.
Janet, prostytutka z 30-letnim stażem w branży, skomentowała tę sytuację jeszcze ostrzej, doszukując się w robotyzacji znamion walki klas.
To kolejna strategia patriarchatu, która przedstawia nas jako obiekty bez praw i bez duszy. Jako przywilej zamożnych.
Na skutek protestów również katalońska policja wszczęła śledztwo, które ma wyjaśnić czy dom publiczny, w którym roboty oferowane są jako prostytutki, jest w ogóle legalny.
Problem w tym, że w międzyczasie agencja zmieniła swoją siedzibę i nikt policjantom nie chce powiedzieć, gdzie teraz mieści się ekskluzywne miejsce uciech.
Cyberpunkowy burdel oferuje 4 „wyglądające jak żywe” roboty, których rynkowa cena oscyluje w okolicy 5000 euro za sztukę. Godzina przyjemności z takim urządzeniem kosztowała tam 120 euro.
Robotyzacja wkraczająca w kolejne dziedziny życia to poważne źródło problemów i obaw nie tylko w seksbiznesie. W Chinach zastąpiono większość pracowników robotami – wzrost wydajności o 250%, spadek awaryjności do 5%. Czy w ramach ochrony pracowników, którzy nie chcą się dostosować do reguły rynkowych powinniśmy hamować postęp? A może ten postęp jest taki… no właśnie taki, na miarę prostytutek, które nawet nie napiją się z nami szampana?
Czytaj też: Czy to już czas na stworzenie ustawy o robotach? „Westworld”, androidy i prawo
Fot. tytułowa: Lumidolls