Równolegle do narastającej bezradności rządu obserwujemy coraz bardziej ułańską fantazję samorządowców. Ci pierwsi szukają kolejnych zachęt, bo jakimś cudem Cezary Pazura w pojedynkę nie przekonał wystarczającej liczby osób do szczepień. Ci drudzy idą w stronę różnego rodzaju quasi-przymusów. Najnowszy pomysł prosto z Krakowa to… tramwaje tylko dla zaszczepionych.
Tramwaje tylko dla zaszczepionych
Autorem tego pomysłu jest – jak pisze Gazeta Krakowska – radny Łukasz Wantuch. Reprezentuje on środowisko prezydenta miasta, czyli klub Przyjazny Kraków. Rajca zaproponował, by już 1 lipca wprowadzić zakaz korzystania z komunikacji miejskiej dla osób, które nie przyjęły choć jednej dawki szczepionki przeciw Covid-19. Wantuch uważa, że taka reguła powinna obowiązywać przez 12 miesięcy, bo zdaniem radnego… tyle potrwa czwarta i piąta fala epidemii. Powstał już nawet projekt odpowiedniej uchwały w tej sprawie, ale wszystko wskazuje na to, że ten pomysł nie znajdzie w większości w krakowskiej radzie miasta.
A nie przejdzie przede wszystkim dlatego, że jest niezgodny z prawem. Dokładnie tak jak słusznie unieważniona przez wojewodę uchwała wprowadzająca obowiązkowe szczepienia przeciw Covid-19 w Wałbrzychu. Poza tym mamy tu do czynienia z kolejnym pomysłem na segregację obywateli, co wcale nie jest skuteczną metodą zachęcania do szczepień. Buduje tylko atmosferę oblężonej twierdzy, w której antyszczepionkowcy, ale też ludzie ulegający wpływom ich dezinformacji, siedzą niestety od dłuższego czasu. Przez to z dnia na dzień rosną obawy, że nie wyszczepimy społeczeństwa w stopniu wystarczająco dużym, by osiągnąć odporność stadną. Nie mówiąc już o tym, że komunikacja miejska to dla tysięcy osób jedyna opcja na dojazd do pracy, w dodatku taka na którą sami się składają.
Chaotyczna zabawa w zachęty i przymusy
A przecież tak naprawdę wcale nie jest tak, że Polacy nie chcą się szczepić na koronawirusa. Wielu z nas padło po prostu ofiarą chaosu i zamętu, jaki przyniosły kolejne zwroty akcji w realizacji Narodowego Planu Szczepień. Najpierw napiętnowanie artystów za przyjęcie preparatu poza kolejką, potem tłumy seniorów przed przychodniami, potem prima-aprilisowy „żart” z zapisami osób 40+. Równolegle kościół zasabotował niektóre preparaty absurdalnymi zarzutami, a swoje trzy grosze dorzuciły media siejąc panikę na temat pojedynczych przypadków zakrzepicy. I choć na razie szczepienia idą sprawnie, to dochodzimy powoli do ściany, na której siedzą i machają do nas osoby uważające, że w sumie to może nie muszą się szczepić, skoro kolejne obostrzenia i tak zostają znoszone.
Dlatego rząd robi co może, by stworzyć kolejne zachęty. Najnowszy pomysł to loteria Narodowego Programu Szczepień. Inspirowana tym, co zorganizowano w USA. Nie mam przekonania, żeby znacząco zwiększyła zainteresowanie, ale trzeba próbować. Tym bardziej, że nasz rząd nie umie w kampanie promocyjne i postawił na raczej miałki przekaz. Nic nie mam do Cezarego Pazury, ale spoty, w których występował tylko on miały za małą siłę. Ostatnio sięgnięto więc po posiłki – Macieja Musiała czy reprezentację Polski w piłce nożnej (swoją drogą ci ostatni się nie popisali, bo preparat przyjęła tylko część drużyny, a Robert Lewandowski – choć sam się zaszczepił – kluczył odpowiadając na pytanie o szczepienie).
Ale to wciąż za mało, by wśród sceptycznych grup ludzi zapanowała moda na szczepienia. Gdyby program promocji NPS wymyślili naprawdę dobrzy spece od PR, to kampania byłaby spójna, zachęcająca i po prostu „jakaś”. Co do innych zachęt, to mamy jeszcze dość iluzoryczną zasadę, że zaszczepieni nie wliczają się do limitu osób na imprezach. Mało. I dlatego mamy to, co mamy. Oby jesienią nie przyniosło to nam kolejnych tarapatów.