Zapytano polityków z różnych ugrupowań o to, by przedstawili swoje zdanie na temat przymusu szczepień. Odpowiedzi są – co nie powinno dziwić – różne, chociaż warto zaznaczyć, że rządzący nie wykluczają takiej możliwości.
Przymus szczepień
W programie „Śniadanie Rymanowskiego” w „Polsat News” i „Interii” zapytano polityków różnych ugrupowań o to, co sądzą o przymusie szczepień. Prowadzący – Bogdan Rymanowski – poprosił rozmówców o komentarze w nawiązaniu do wypowiedzi dr. Konstantego Szułdrzuńskiego, który w „Gościu Wydarzeń” stwierdził, że szczepienia powinny być obowiązkowe.
Posłanka Nowej Lewicy – Joanna Scheuring-Wielgus – stwierdziła, że:
Jeżeli będzie to szło tak wolno, bo mamy tylko sześć milionów wyszczepionych osób i cały czas będzie zagrożenie epidemią, to być może trzeba będzie się nad tym pochylić, ale dziś ja nie powiem, że powinno tak być
Z kolei Marek Sawicki z PSL wprost stwierdził, że jest przeciwny przymusowi szczepień. Mimo wszystko zachęca do poddawania się zabiegom.
Sprzeciw wobec obowiązkowych szczepień przejawił także poseł PO – Marcin Kierwiński. Dodał on jednak, że popiera wprowadzanie benefitów dla osób zaszczepionych.
Co na przymus szczepień Konfederacja? Tutaj bez szczególnego zaskoczenia. Poseł Robert Winnicki powiedział, że jest
zdecydowanie przeciwny
takiemu rozwiązaniu. Dodał też, że lekarze powinni rzetelnie kwalifikować ludzi do szczepień, by nie dopuszczać osób z objawami infekcji.
Co na to PiS?
Poseł Radosław Fogiel także odniósł się do przymusu szczepień. Jako że reprezentuje on – także jako wicerzecznik – środowisko będące u władzy, to jego opinia jest chyba najistotniejsza. Fogiel stwierdził, że:
Trzeba rozważać wszystkie warianty, ale na razie szczepienia są dobrowolne i nie ma żadnych innych planów, żeby było inaczej
Odpowiedź jest raczej oczywista, bo rządzący z bardzo nieśmiałych prób samej dyskusji na temat obowiązku szczepień (jeszcze pod koniec zeszłego roku) błyskawicznie się wycofali. Konserwatywni Polacy bardzo często są sceptyczni wobec szczepień, nierzadko traktując je jako co najwyżej zło konieczne.
Próba wprowadzenia przymusu szczepień – nawet opartego na tzw. pozytywnej dyskryminacji, czyli szerokiego i oczywistego uprzywilejowania zaszczepionych, jak tramwaje tylko dla zaszczepionych (co jest głupie) – byłaby, jak się wydaje, politycznym strzałem – i chyba nie tylko w stopę.
Warto jednak skupić się na początku wypowiedzi wicerzecznika PiS. Konieczność „rozważania wszystkich wariantów” i fakt, że na razie nie ma planów na wdrożenie przymusu szczepień oznacza jednak dopuszczenie takiej możliwości.
I jest to jak najbardziej rozsądne. Jeżeli akcja szczepień idzie sprawnie, Polacy chcą się szczepić, a liczba zakażeń jest bardzo niska (na tle poprzednich miesięcy), to nie ma potrzeby zmuszania ludzi do szczepień. Jeżeli jednak dojdzie do sytuacji, w której szczepionki przeciw COVID-19 (skuteczne i bezpieczne) okażą się w obliczu kolejnej fali epidemii – i niewystarczającej do osiągnięcia odporności stadnej sumarycznej liczby zaszczepionych – niezbędne, to państwowy przymus wydaje się być konieczny.