Nowy podmiot mający zajmować się rozwojem energetyki w Polsce nazywa się „Polskie Elektrownie Jądrowe”. To tak naprawdę stara spółka PGE EJ1 ze zmienioną nazwą. Liczba mnoga to bardzo odważne posunięcie. W końcu nawet jednej elektrowni jądrowej nie jesteśmy w stanie zbudować od wielu dekad.
Polskie Elektrownie Jądrowe to odważna nazwa – sugeruje, że będzie więcej niż jedna
Jak podawała Polska Agencja Prasowa, w czwartek pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski poinformował o powołaniu nowego podmiotu mającego zajmować się budową i eksploatacją polskiej energetyki jądrowej. Polskie Elektrownie Jądrowe, bo o nie chodzi, to tak naprawdę stara spółka PGE EJ1.
Zmiana nazwy wynika z wykupienia jej przez Skarb Państwa z rąk prywatnych udziałowców. Tak naprawdę najbardziej interesujący w tym wszystkim wydaje się liczba mnoga zastosowana w nazwie „Polskie Elektrownie Jądrowe”. Wiąże się z pewnością z dość ambitnych planów naszego rządu na rozwój energetyki jądrowej.
Program polskiej energetyki jądrowej zakłada pobudowanie aż sześciu bloków elektrowni jądrowych o łącznej mocy rzędu 6-9 GW. Pierwsza najprawdopodobniej zostanie ulokowana nad morzem – w Żarnowcu, albo w Lubiatowie-Kopalinie. W grę wchodzą teoretycznie także dwie inne lokalizacje – w okolicach dzisiejszych elektrowni Bełchatów i Pątnów. Być może więc Polskie Elektrownie Jądrowe stanowią zapowiedź pobudowania większej ich liczby?
Energia pozyskana w ten sposób w teorii ma zaspokoić od 20 do 25 proc. zapotrzebowania naszego kraju. Stanowi więc dość ważny element procesu dekarbonizacji polskiej energetyki i realizacji założeń Europejskiego Zielonego Ładu w Polsce. Ochrona środowiska i polityka klimatyczna to jednak nie wszystko. Na portalu gov.pl rządzący uzasadniają potrzebę budowy elektrowni jądrowej względami bezpieczeństwa energetycznego kraju, koniecznością zapewnienia odbiorcom stabilnych cen, oraz chęcią pozyskania i rozwoju nowoczesnych technologii.
Przez całe dekady żaden polski rząd nie zrobił nic istotnego w kierunku zbudowania w Polsce elektrowni jądrowej
Brzmi zbyt pięknie? Haczyk tkwi w tym, że realizacja założeń rozwoju energetyki jądrowej zostaną zrealizowane w pierwszej połowie lat czterdziestych. Budowa pierwszego bloku elektrowni jądrowej rozpocznie się, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w 2026 r. Jego uruchomienie nastąpi w 2023 r., czyli po siedmiu latach.
Polska „buduje” elektrownię jądrową, po raz kolejny, od 2009 r. Jak się łatwo domyślić: z wyjątkowo mizernym skutkiem. Działania poszczególnych ekip rządzących do tej pory ograniczały się do tworzenia ładnie wyglądających programów, powoływania specjalnych spółek i wysokimi pensjami i… to by było na tyle. Gdyby dotychczasowe strategie rozwoju polskiej energetyki zrealizowano, to pierwsza elektrownia jądrowa działałby już od roku.
W rzeczywistości lista zaniedbań właściwie pokrywa się z listą rzeczy do zrobienia. Nie wybrano lokalizacji pod budowę elektrowni, nie przygotowano projektu. Nie wybrano dostawcy technologii, w oparciu o którą obiekt powstanie. To nie tak, że świat nie jest zainteresowany udziałem w takim projekcie. Prowadziliśmy już intensywne rozmowy z Amerykanami, chęć zbudowania nam elektrowni wyrazili między innymi Francuzi i Koreańczycy.
PGE nie poradziło sobie z budowaniem elektrowni jądrowej, właściwie niewiele w tym kierunku zrobiło. Czemu więc mielibyśmy uwierzyć, że państwowe Polskie Elektrownie Jądrowe przyniosą tym razem rzeczywisty postęp? Wieloletnia indolencja w tej sprawie dziwi tym bardziej, że nawet rządząca Zjednoczona Prawica zdobyła się na podjęcie decyzji o zakończeniu wydobycia węgla kamiennego i wstrzymaniu nowych inwestycji w energetykę węglową. Takich, jak chociażby elektrownia w Ostrołęce.
Im mniejszy mamy wybór i im bardziej czas goni, tym większa szansa, że rzeczywiście jakaś elektrownia jądrowa w Polsce kiedyś powstanie. Marna to jednak pociecha, biorąc pod uwagę, że niebawem będziemy zdesperowani, by postawić właściwie cokolwiek.