Zarówno zaletą (ale i wadą) internetu jest powszechny dostęp do informacji. Fani teorii spiskowych na podstawie przeczytanych w sieci bzdur szczególnie upodobali sobie szczepienia, dopatrując się w walce z pandemią eksperymentu medycznego. Obrywa się każdemu, kto myśli inaczej.
Segregacja sanitarna w kinach
Kina mogą działać, ale w reżimie sanitarnym. Jednym z wymogów jest zapewnienie obłożenia maksymalnie 75% liczby miejsc, ale – co najistotniejsze – nie wlicza się osób zaszczepionych.
To całkiem rozsądne posunięcie, bo szczepienia działają, są dopuszczone, nie powodują istotnych skutków ubocznych, a ich celem jest właśnie powrót do normalności. Stąd też popularna jest polityka niewliczania osób zaszczepionych do wszelkich limitów osób.
Helios wprowadził więc na biletach specjalne oznaczenia, dzięki którym można odróżnić bilet osoby zaszczepionej od osoby niezaszczepionej. Jest to całkiem rozsądne, bo pozwala na określenie, czy liczba osób na sali faktycznie odpowiada temu, co nakazuje obowiązujące prawo.
Samo tego rodzaju rozróżnienie jest w mojej opinii legalne – choć ewentualne kary za łamanie restrykcji, a szczególnie administracyjne, w dalszym ciągu uregulowane są w sposób wadliwy.
Wracając jednak do tego, co zrobił Helios, to nie sposób nie wspomnieć o skutku, który takie – całkiem zwykłe – działanie spowodowało. W mediach społecznościowych i mediach przychylnych sceptykom szczepień zawrzało, że Helios powiela segregację medyczną.
Czy mamy do czynienia ze skandalem?
Na Twitterze zawrzało, a komentarze są różne. Generalnie antyszczepionkowcy widzą w tym działanie skandaliczne i segregację sanitarną w kinach, zaś osoby, które nic przeciwko szczepieniom nie mają – pozostają raczej niewzruszone.
Sama problematyka segregacji medycznej w zakresie szczepień jest raczej niewątpliwa. Powtórzę, że szczepienia działają, można powiedzieć że nie szkodzą, a także stanowią niezbędne narzędzie w walce z pandemią. Pewna polityka „segregacyjna” prowadzona racjonalnie nie stanowi więc nielegalnego naruszenia wolności i równości. Co innego, gdyby szczepienia były – na przykład – płatne.
Sieć kin Helios, powołując się na nielegalne rozporządzenie rządu, wprowadza obrzydliwą segregację ludzi. Od teraz bilety dzielą widzów na zaszczepionych i niezaszczepionych. Najgorsze skojarzenia przychodzą na myśl. pic.twitter.com/jjj433qP34
— India Kot (@skrecamywprawo) June 28, 2021
W komentarzach internautów pojawiają się także sugestie na gruncie przetwarzania wrażliwych danych medycznych, chociaż tutaj byłbym bardzo ostrożny. Generalnie prawo unijne nie powinno być wykładane na wskroś językowo, a w jego rozumieniu należy mieć na względzie hierarchię dóbr, tym bardziej w tak precedensowych sprawach (chociaż oczywiście tutaj bardzo mocno upraszczam).
Oczywiście nie ma co dawać się zwieść, że ktokolwiek jest faktycznie zainteresowany problematyką przetwarzania danych osobowych (o ile taki proces w ogóle zachodzi). Chodzi jedynie o sam fakt szczepień, nie zaś o prawo.
Warto przypomnieć, że swego czasu mało kto deklarował chęć zaszczepienia się, dziś zaś nie stanowi to większego problemu. Sam Helios tłumaczy, że wpisywanie takich adnotacji na biletach wynika z konieczności realizacji obowiązków nałożonych rozporządzeniem. Zrozumiałe jest to, że tłumaczenie sieci kin jest zachowawcze, bo kina mocno odczuły obostrzenia, więc i nie chcą stracić klientów.
Swoją drogą zastanawiam się – nawiązując do powyższego – czy podobne reakcje społeczne (i zachowawczość odpowiedzi) pojawiłyby się, gdyby to nie kina, a teatry lub muzea zaczęły na biletach odnotowywać fakt zaszczepienia. Szczerze wątpię, choć odpuszczę sobie rozważania co do tego, czego to dowodzi.