Przez lata staraliśmy się zerwać z postrzeganiem naszego państwa jako „kolejnego dzikiego kraju na wschodzie”. Teraz wizerunek Polski wraca powoli do punktu wyjścia. W samym 2020 r. Polska spadła o 11 pozycji na liście najsilniejszych marek pośród państw świata. Tzw. „miękkiej siły” nasz kraj nie ma już chyba wcale. A będzie tylko gorzej.
Ceną za ciągłe „wstawanie z kolan” okazał się być wizerunek Polski w świecie
Z czym kojarzy się Polska na świecie? Teraz przede wszystkim ze strefami wolnymi od „ideologii” LGBT. Nasz kraj w ostatnim czasie jawi się jako kraina absurdu prześladująca mniejszości, antysemicka, mająca problemy z praworządnością. Ot, kolejny dziki kraj na wschodzie. Taki wizerunek Polski pokutował na zachodzie świeżo po transformacji ustrojowej. Wygląda na to, że historia zatoczyła koło.
Rzeczpospolita informuje o tym, jak w ostatnim czasie pogorszyło się postrzeganie naszego kraju na świecie. W raporcie Country Index za 2020 r., mierzącym siłę marek pośród państw świata, Polska spadła o 11 pozycji, na 55 miejsce. Warto przy tym wspomnieć, że metodologia badania opiera się o respondentów werbowanych wśród osób rzeczywiście interesujących się czymś więcej, niż tylko własną ojczyzną. Mowa o przedsiębiorcach, menadżerach i podróżnikach.
Sama wartość naszej marki, mierzona w innym badaniu, również spadła – o 9,3 proc., do 619 mld dolarów. Jakby tego było mało, w raporcie Global Soft Power Index nasz kraj uplasował się na 38 miejscu. Tym samym odnotował spadek o 3 pozycje.
To naprawdę kiepskie wyniki, jak na państwo rzekomo mające wreszcie wstać w kolan „po ośmiu latach rządów Platformy Obywatelskiej”. Warto przypomnieć, że mówimy o raportach za rok 2020 – czyli jeszcze przed wszystkimi ostatnimi blamażami w polityce zagranicznej.
Dla każdego szanującego się państwa jego wizerunek stanowi bardzo ważne narzędzie do uprawiania skutecznej polityki międzynarodowej
Wizerunek Polski stanowi niematerialny kapitał, który przekłada się na możliwość oddziaływania na arenie międzynarodowej, pomyślność rodzimych firm na zagranicznych rynkach, czy nawet ruch turystyczny. Warto o niego dbać, podobnie jak robią to wszystkie świadome państwa na świecie.
Niestety, w ostatnich latach robimy dosłownie wszystko, by w miarę pozytywny wizerunek Polski zniweczyć. Najgłośniejsza sprawa ostatnich dni, próba wprowadzenia Lex TVN zmierzającego do wywłaszczenia telewizji należącej do amerykańskiego kapitału, wydaje się wręcz jednym z mniej szkodliwych posunięć naszego rządu. O wiele bardziej szkodliwa może się okazać wcześniejsza desperacka próba zwrócenia na siebie amerykańskiej uwagi – nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego.
Zjednoczona Prawica uparła się opierać polską politykę zagraniczną w całości i w pełni o strategiczny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Niestety, wszystko ułożyło się nie po myśli rządzących. W sporach Polska-Izrael Amerykanie zawsze stawiają i będą stawiać na Jerozolimę a nie Warszawę. Osobiste relacje z Donaldem Trumpem stały się wręcz obciążeniem kiedy wybory prezydenckie za oceanem wygrał Joe Biden. Jego administracja zdecydowała skupić się na Pacyfiku sprawy europejskie zostawiając Niemcom.
Mowa o tym samym państwie, z którego nasze władze starają się zrobić dyżurnego wroga zewnętrznego Polski. Warto przy tym wspomnieć, że chodzi o głównego partnera handlowego naszego kraju. Po rządach Platformy Obywatelskiej odziedziczyliśmy chyba najlepsze relacje z Niemcami w nowożytnej historii. Teraz nawet Angela Merkel jest gotowa czynić jawne afronty Mateuszowi Morawieckiemu w okrągłą rocznicę podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie. Lata gry na antyniemieckim resentymencie najwyraźniej w końcu zaprocentowały.
Wizerunek Polski cierpi przez rządzących popełniających chyba wszystkie możliwe błędy w polityce zagranicznej
Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko polityczne elity innych państw, że to nie ma większego znaczenia. Problem w tym, że rządzący zrobili wiele, by zrazić do siebie także zwykłych obywateli. Mowa o uskutecznianej od dłuższego czasu nagonce przeciwko środowiskom LGBT. Z pewnością nie pomogło także zaostrzenie prawa aborcyjnego, z wyjątkowo opresyjnego jak na europejskie warunki na jeszcze gorsze. Do tego dochodzi spór o praworządność, antyunijne wystąpienia naszych polityków i jawne przyznawanie się, że w Unii jesteśmy tylko dla zachodnich pieniędzy.
Polski rząd bardzo chciałby przy tym eksportować na zachód Europy konserwatywne wartości. Tyle tylko, że zachodnia Europa nie jest nimi zupełnie zainteresowana. Wartości wyznawane u naszych najważniejszych partnerów nad Wisłą wydają się być traktowane jako niemalże źródło wszystkiego zła. Dlatego by uzyskać choćby namiastkę audytorium, rządzący podpisali niedawno wspólną deklarację razem z resztą proputinowskiej międzynarodówki populistów i nacjonalistów.
Właśnie w taki sposób kształtowany jest obecnie wizerunek Polski wśród naszych sojuszników i partnerów handlowych. Kraj aspirujący wiecznie do roli „lidera regionu”, skądinąd ku rozbawieniu wszystkich pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej, stał się czymś pomiędzy kuriozum a pariasem. Mowa o szkodach na lata, których odpracowanie wcale nie będzie łatwe.
Szczęście w nieszczęściu jest takie, że bojkoty konsumenckie nie są czymś szczególnie skutecznym, przynajmniej w odniesieniu do państw. Czy nawet, dajmy na to, ponadnarodowych federacji sportowych. Inni mają dużo gorsze grzechy na sumieniu, niż regularne narażanie się na śmieszność i irytowanie po kolei wszystkich swoich sojuszników. To nie przeszkadza im skutecznie prowadzić interesy.
Tyle tylko, że jeśli Polska chciałaby kiedykolwiek odgrywać rolę adekwatną do swojego potencjału demograficznego i gospodarczego, to powinna zacząć wreszcie uprawiać politykę międzynarodową. Nawet nie tyle skuteczną, co jakąkolwiek. Obecnie to wygląda tak, jakby rządzący starali się popełnić wszystkie możliwe błędy w relacjach z innymi państwami i społeczeństwami.