Antyszczepionkowcy specjalnie zarażają się COVID-19, bo wolą status ozdrowieńca od certyfikatu zaszczepienia. Zaraz, co? Czy to przypadkiem nie jest działanie wprost niezgodne z obowiązującym prawem, skoro mamy obecnie pandemię?
Antyszczepionkowcy specjalnie zarażają się COVID-19
Jak czytamy w „Interii”, holenderscy antyszczepionkowcy specjalnie zarażają się COVID-19. W sprawę już zaangażowała się policja, bo działalność jest nielegalna — także na gruncie prawa polskiego (o czym dalej). Holenderskie obostrzenia opierają się m.in. na paszportach covidowych, które potrzebne są do korzystania m.in. z gastronomii, ale i innych lokali, w których mogą gromadzić się ludzie.
Paszport covidowy nie jest jedynie dowodem szczepienia, bo dokument ten wcale nie potwierdza, czy ktoś przyjął medykament. Jest to jedynie informacja, że dana osoba jest odporna na COVID-19, a rzeczona odporność może oczywiście wynikać z faktu przyjęcia szczepionki, ale i na przykład z tytułu przechorowania. Ktoś, kto chce korzystać z „normalnego życia” musi zatem albo przyjąć szczepionkę, albo też po prostu być ozdrowieńcem (a w niektórych wypadkach dysponować negatywnym testem).
Antyszczepionkowcy to w zasadzie pewne spektrum, ale wszystkich ich łączy obawa, która wyraża się w apriorycznym założeniu (bo niepopartym badaniami lub najwyżej wybiórczym ich traktowaniu), że szczepienia są szkodliwe. Niektórzy wprost widzą w nich sposób na unicestwienie ludzkości, wiążąc fakt przyjęcia medykamentu z nieuniknionymi i skrajnie negatywnymi skutkami w sferze zdrowia.
Pojawiła się więc alternatywa: w internecie ukazały się ogłoszenia od osób chorych na COVID-19, które oferowały spotkania w celu zainfekowania się.
Czy to legalne?
Tak, dobrze czytacie: niektórzy holenderscy antyszczepionkowcy uznają, że przechorowanie COVID-19 jest bezpieczniejsze od przyjęcia szczepionki, więc (by móc dysponować paszportem covidowym) umyślnie narażają się na objawowy przebieg czasem śmiertelnej choroby.
Holenderskie władze chcą walczyć z tym zjawiskiem, dopatrując się jednocześnie zachowań niezgodnych z prawem. I w tym zakresie płaszczyzna jest uniwersalna: umyślne narażenie się na zakażenie może być w mojej ocenie uznane za przestępstwo. Skoro mówi się o konieczności walki z epidemią, to umyślny wpływ na jej rozwój (poprzez rozsiewanie koronawirusa) można przecież uznać za co najmniej przestępstwo narażenia zdrowia i życia.
Powyższe oczywiście można uznać w kategorii pewnej ciekawostki, ot – ludzie tak bardzo boją się szczepionki, że wolą przejść chorobę. Niemniej problem jest poważny, bo, po pierwsze, pokazuje coraz częstszy stosunek do koronawirusa, z drugiej zaś – wynika z pewnej faktyczności. Jeżeli obostrzenia są dotkliwe, to, aby „żyć normalnie”, ludzie posuną się do wielu rzeczy. Niektórzy — wbrew sobie — przyjmą szczepionkę, a ci, którzy skrajnie się jej boją, wolą zachorować.
Oczywiście takie zjawiska należy zwalczać. Pokazuje to jednak pewne społeczne mechanizmy, które może i są opisywane w kontekście Holandii, ale nie zdziwiłbym się, gdyby miały miejsce i w Polsce.