Certyfikaty covidowe nie obowiązują przez lukę w prawie? To nie jest niestety tak, jakby niektórzy użytkownicy Wykopu chcieli. Fakt, przepisy są niejasne (i może to działać na ich niekorzyść), ale nie wolno prawa rozumieć w tak banalny sposób.
Certyfikaty covidowe nie obowiązują przez lukę w prawie?
W serwisie Wykop.pl pojawiło się znalezisko oraz związany z nim wpis na tzw. mirko, czyli wykopowym mikroblogu. Użytkownik nazywający się „kopytko1234” obwieścił, że
Żadnego certyfikatu nie trzeba nikomu pokazywać – tak wynika z prawa. I nie chodzi o ciągnącą się od początku kwestię konstytucji, czy też ochrony danych osobowych.
Użytkownik w serwisu w dalszej części wskazuje na treść §21a tzw. rozporządzenia covidowego. Przepis, który od 15 grudnia ma moc obowiązującą, stanowi, że:
Do ustanowionych w rozporządzeniu limitów liczby osób przebywających w pomieszczeniach, budynkach, obiektach, na określonej powierzchni pomieszczeń, budynków lub obiektów lub na otwartej przestrzeni oraz uczestniczących w zgromadzeniach, nie wlicza się osób zaszczepionych przeciwko COVID-19, pod warunkiem okazania przez te osoby unijnego cyfrowego zaświadczenia COVID lub zaświadczenia o szczepieniu, o wyniku testu i o powrocie do zdrowia w związku z COVID-19 uznawanego za równoważne z zaświadczeniami wydawanymi zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2021/953 z dnia 14 czerwca 2021 r. w sprawie ram wydawania, weryfikowania i uznawania interoperacyjnych zaświadczeń o szczepieniu, o wyniku testu i o powrocie do zdrowia w związku z COVID-19 (unijne cyfrowe zaświadczenie COVID) w celu ułatwienia swobodnego przemieszczania się w czasie pandemii COVID-19.
Przepis stanowić ma podstawę do weryfikacji certyfikatów covidowych (i przyznaję, że nie czyni tego odpowiednio). Problem ma być jednak znacznie inny.
Autor przedmiotowego wpisu słusznie dostrzega, że zgodnie z brzmieniem powyższego przepisu limity osób istnieją, ale nie wlicza się do nich osób m.in. zaszczepionych.
Sprawdzanie certyfikatów jest nielegalne?
Twierdzi jednak zarazem, że skoro w przepisie nie napisano, komu należy certyfikat pokazać, to wystarczy
że w domu pokażę go żonie/mężowi/rodzicom/dziadkom. Czy certyfikat mam – mam, czy certyfikat okazałem – okazałem. Więc spełniłem wymogi przedstawione w § 26a.
Zgodnie z takim rozumowaniem wystarczy gdziekolwiek i komukolwiek okazać certyfikat, by nie wliczać się do limitów. Czy powyższe rozumowanie całkowicie wywraca do góry nogami system obostrzeń w zakresie limitów?
No, nie. Zgodzę się z autorem wpisu, czego nie będę cytował, że przepisy covidowe nie są tworzone w odpowiedni sposób, a być może nawet w odpowiednim trybie. Niejasności w ich zakresie wielokrotnie opisywałem na łamach Bezprawnika.
Trzeba jednak pamiętać, że wykładnia prawa nie polega na językowych „zdolnościach akrobatycznych” osoby, która identyfikuje językowe brzmienie oderwanego od jakiegokolwiek kontekstu zdania. Wykładnia prawa jest skomplikowanym procesem, który skutkuje wyodrębnieniem konkretnej normy prawnej, do której zbudowania niekoniecznie wystarczy samo językowe brzmienie przepisu prawnego. I to jest istota tego tekstu.
Problematyka wykładni jest przedmiotem sporów w doktrynie, ale zakładamy wszyscy zgodnie, że istnieje domniemanie niesprzeczności systemu prawa oraz nieistnienia luk lub absurdów. Jeżeli takowe się pojawią, to nie obwieszczamy swojego sukcesu, a próbujemy się ich pozbyć z wykorzystaniem innych metod wykładni: odnosząc się do całości systemu prawa, czy też na przykład celu, jaki ustawodawca chciał wskutek danego przepisu osiągnąć.
Oczywiście, że normy godzące w jakiekolwiek prawa i wolności obywatelskie nie powinny być uregulowane w niejasnym przepisie zawartym w akcie rangi rozporządzenia – i może to je faktycznie dyskwalifikować. Niemniej norma zawarta w §21a rozporządzenia covidowego jest jasna. Do limitów nie wlicza się konkretnych grup osób, zaś weryfikacją certyfikatów zajmują się w praktyce osoby, które jednocześnie zajmują się weryfikacją limitów obecnie. To właśnie im, a nie „komukolwiek” należy okazać dokument.