Internetowa grupa aktywistów ruchu „body positivity” wymyśliła karty „nie waż mnie”. W założeniu mają otyłym pacjentom chronić się przed niechcianym ważeniem w trakcie wizyty u lekarza. Wszystko z powodu stresu spowodowanego „stygmatyzowaniem wagi”.
Karty „nie waż mnie” teoretycznie mogłyby pomóc osobom nieśmiałym i mało asertywnym
Jak podaje Daily Mail, pewna grupa internetowych aktywistów ruchu „body positivity” uznała, że w trakcie wizyt lekarskich niektórzy pacjenci są ważeni bez potrzeby. Tymczasem stygmatyzowanie zbyt dużej wagi w społeczeństwie powoduje u takich osób niepotrzebny stres. Zjawisko to jest znane szerzej pod angielską nazwą „fat-shaming„. Pomóc w walce z takimi sytuacjami mają karty „nie waż mnie”. Dla pacjentów mają być dostępne za darmo, dla partnerów biznesowych w cenie 32$ za 100 sztuk.
Taka karta zawiera z jednej strony napis z uprzejmą prośbą do lekarzy. W wolnym tłumaczeniu brzmi ona: „Nie waż mnie, jeśli nie ma to (prawdziwego) medycznego uzasadnienia”. Na odwrocie znajdziemy uzasadnienie składające się z czterech punktów. Znajomość wagi pacjenta nie zawsze jest konieczna do leczenia pacjenta. Kiedy pacjent musi stanąć na wadze, to się stresuje – co nie jest dobre dla jego zdrowia. Ciągłe ważenie i rozmawianie o kwestii wagi nakręca tylko wspomnianą już stygmatyzację. I wreszcie: pacjent deklaruje, że stara się żyć zdrowo pomimo swojej wagi.
Sam pomysł kart „nie waż mnie” nasuwa od razu pytanie o to, jak takie miałyby działać w praktyce. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że pacjent zachowujący przytomność szukający zwykłej porady lekarskiej będzie w stanie po prostu odmówić lekarzowi krępującego go badania. Są oczywiście osoby z natury nieśmiałe, mające problemy z asertywnością. W ich przypadku taka karta mogłaby rzeczywiście stanowić pewną pomoc. Wydaje się więc, że takie jest właśnie zamierzenie ze strony twórców kart.
Z drugiej strony, trzymanie karty na wypadek utraty przytomności mija się chyba z celem. Trudno bowiem, żeby nieprzytomny pacjent stresował się ważeniem, kiedy nie jest w ogóle świadomy tego faktu. To zaś oznacza, że nie ma większego sensu stosowanie takiego rozwiązania niczym, na przykład, trzymanej w portfelu informacji o grupie krwi, czy zgody na pobranie narządów po śmierci.
Społeczeństwo nie powinno stygmatyzować osób z nadwagą, jednak współczesny ruch „body positivity” idzie o kilka kroków za daleko
Warto się także zastanowić, czy karty „nie waż mnie” to w ogóle dobry pomysł. Owszem, nie da się ukryć, że osoby otyłe mogą spotykać się z pewną formą stygmatyzacji w społeczeństwie. Są wśród nich osoby, które nie są w stanie zbić wagi pomimo najszczerszych chęci i wytężonych starań. Najczęściej takie przypadki wiążą się z poważnymi schorzeniami, chociażby tarczycy.
Dzisiejszy ruch „body positivity” opiera się jednak często na założeniu „jestem gruby, dobrze mi z tym, tobie również powinno być”. Nie da się ukryć, że takie stwierdzenia są sprzeczne ze współczesną wiedzą medyczną. Walka z otyłością, jako chorobą cywilizacyjną, to zresztą poważne wyzwanie przed którymi stoją rządy na całym świecie. Kwestionowanie jej sensu z przyczyn czysto ideologicznych to zachowanie typowe raczej dla ruchów antyszczepionkowych.
Daily Mail przytacza chociażby badania francuskich naukowców przeprowadzonych na 3 milionach osób. Okazało się, że nawet osoby otyłe, ale bez zaburzeń metabolizmu, wciąż obciążone są dużo większym ryzykiem wystąpienia problemów z sercem. Nawet u osób otyłych z normalnym ciśnieniem i niebędących cukrzykami cukrzykami wykazano o 34 proc. większe ryzyko zawału mięśnia serca. O tyle samo rośnie w takich prawdopodobieństwo wystąpienia zaburzeń rytmu serca.
Sama koncepcja w myśl której człowiek może być „gruby i w dobrej kondycji fizycznej” stoi więc na dość kruchych postawach. Można się więc spodziewać po lekarzach otrzymujących od pacjenta kartę „nie waż mnie” raczej sceptycyzmu i konsternacji, niż zrozumienia i aprobaty.
Czy to oznacza, że powinniśmy, jako społeczeństwo, stygmatyzować osoby z nadwagą i otyłe? Absolutnie nie. Dotyczy to także codziennych sytuacji, takich jak chociażby wizyta u lekarza. Tym niemniej, waga jak najbardziej może mieć istotne znaczenie dla poprawnego ustalenia diagnozy i dalszego leczenia pacjenta. Dlatego właśnie karty „nie waż mnie” wydają się pomysłem, delikatnie mówiąc, egzotycznym. Sam ruch „body positivity” sprawia raczej wrażenie takiego, który usilnie stara się zaklinać rzeczywistość.