Porada dietetyka prawem, nie towarem! NIK właśnie wykazał, że państwo tylko bezradnie patrzy jak tyją nasze dzieci

Rodzina Społeczeństwo Zdrowie Dołącz do dyskusji (69)
Porada dietetyka prawem, nie towarem! NIK właśnie wykazał, że państwo tylko bezradnie patrzy jak tyją nasze dzieci

Coraz większy problem, coraz mniej skuteczne działania. Tak Najwyższa Izba Kontroli kwituje walkę polskiego państwa z otyłością wśród dzieci. Problemów jest masa: brak profilaktyki, lekceważenie porad dietetyków, zaniedbania wśród lekarzy. NIK o walce z otyłością mówi jasno – dziś przypomina ona walkę z wiatrakami. Choć wcale nie musi.

NIK o walce z otyłością

Najwyższa Izba Kontroli, próbując sprawdzić jak wygląda w Polsce walka rządu z otyłością, zbadała w latach 2018-2020 32 placówki w dziewięciu województwach. Dlaczego w ogóle NIK pochylił się nad tym problemem? Ano dlatego, że ewidentnie coś jest nie tak, skoro w latach 70-tych nadwagę miało niecałe 10% dzieci, na początku XX wieku już 22, a w 2018 roku aż 30,5% dzieci w wieku szkolnym! Problem jest oczywiście globalny, ale każde państwo musi opracować swoją metodę na jego pokonanie. W Polsce sięgnięto już chociażby po podatek cukrowy. Ale nie załatwi on wszystkich problemów.

Kontrolerzy NIK przeanalizowali dokumentację medyczną 644 pacjentów w wieku od 2 do 18 lat. U 140 z nich lekarze stwierdzili nadwagę. Ale, co ciekawe, w 46 przypadkach lekarze uznali że nie ma żadnego problemu i nie dali dzieciom/nastolatkom żadnych zaleceń. Dlaczego? – Swoje nieprawidłowe diagnozy lekarze wyjaśniali nadmiarem pracy lub uwarunkowaniami genetycznymi i rodzinnymi badanych dzieci – pisze w swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli. A jak wyglądała skuteczność terapii, jeśli już do niej doszło? Fatalnie. Redukcję masy ciała odnotowano jedynie w przypadku około 14% młodych pacjentów. Wszystko za sprawą błędów diagnostycznych, przestarzałych metod terapii i braku dostępu do leczenia specjalistycznego.

Jak usprawnić system?

Zdaniem NIK otyłość wśród dzieci można byłoby leczyć – a przede wszystkim w ogóle jej zapobiegać – gdyby do systemu ochrony zdrowia wprowadzić dietetyków. Tymczasem żaden z ministrów zdrowia nie zrealizował planów zawartych w Narodowym Programie Zdrowia mówiących o zapewnieniu pomocy psychologa i właśnie dietetyka w przypadku rodzin, w których co najmniej dwie osoby cierpią na otyłość. Dlaczego? Otóż nie rekomendowała tego Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. – Prezes tej instytucji tłumaczył brak rekomendacji zastrzeżeniami do złożonego przez resort wniosku, który jego zdaniem opisywał świadczenie w sposób niejasny i niespójny – pisze NIK. Wychodzi więc na to, że dietetyków odcięto od możliwości udzielania pomocy z powodu urzędniczych niespójności.

Najwyższa Izba Kontroli zapytała 24 kierowników kontrolowanych przez nią jednostek podstawowej opieki zdrowotnej o to, co można zrobić w tej sprawie. Wszyscy, poza jednym, przyznali że otyłość leczyłoby się skuteczniej, gdyby porady dietetyczne dodać do koszyka świadczeń gwarantowanych przez NFZ. Pomimo tego państwo wciąż tego nie zrobiło. Dlatego NIK w swoich zaleceniach pisze między innymi o potrzebie jak najszybszego przygotowania ustawy regulującej zawód dietetyka. I o dodaniu ich porad do pakietu usług koniecznych w przypadku profilaktyki i leczenia dzieci z nadwagą. Wydaje się to czymś oczywistym, a jednak rządzący od kilku lat – pomimo podjętych zobowiązań – nie zdecydowali się na to.

Szykuje się nam czarny scenariusz?

Dwa lata temu Narodowy Fundusz Zdrowia oszacował, że w 2025 roku na otyłość będzie uskarżać się co czwarta dorosła Polka i niemal co trzeci dorosły Polak. Po drodze pojawiła się pandemia, która w wielu przypadkach jeszcze pogłębiła problemy z aktywnością i nadmiernym jedzeniem. Dlatego te przewidywania mogą okazać się i tak optymistyczne w porównaniu do tego, co nas czeka. Tymczasem NIK podaje, że dziś w przypadku dzieci z nadwagą na poradę specjalisty trzeba czekać… nawet rok! Oczywiście bogatsze rodziny skorzystają z porad i terapii odpłatnie. Ale od tego jest państwo, by zapewnić skuteczną walkę z tą chorobą cywilizacyjną również wśród rodzin uboższych. Dziś same ograniczenia, takie jak podatek od przekąsek (pomysł z Anglii rodem), nie wystarczą.