W obliczu widma rosyjskiej inwazji, Ukraina zawrze sojusz z Wielką Brytanią i Polską. Tak przynajmniej twierdzi BBC. Tymczasem Rosja kontynuuje rozmowy z państwami Zachodu. Po uzyskaniu odmownej odpowiedzi od USA w sprawie żądanych przez Kreml gwarancji bezpieczeństwa, prośby o ustosunkowanie się do sprawy wysyła do państw NATO i OBWE.
Istnieje spora szansa, że już niedługo Ukraina zawrze sojusz, którego częścią będzie także nasz kraj
BBC poinformowało w poniedziałek, że być może Ukraina zawrze sojusz z Wielką Brytanią i Polską. Jego ogłoszenie miałoby nastąpić jeszcze w tym tygodniu. Do Kijowa może przybyć niedługo brytyjski premier Boris Johnson. We wtorek w ukraińskiej stolicy był także szef polskiego rządu, Mateusz Morawiecki. Źródła w biurze rezydenta Ukrainy Wołodymira Zełenskiego niejako potwierdzają te rewelacje: „Poważnie pracujemy nad tą opcją, ale rozmowy trwają, uzgadniamy szczegóły”.
Głównym celem takiego układu miałoby być oczywiście przeciwdziałanie rosyjskiej agresji, w tym wypadku na Ukrainę. W grę wchodzi jednak także wspólna praca nad przyszłością europejskiego bezpieczeństwa. Tło dla nowego sojuszu stanowią intensywne dostawy uzbrojenia przekazywane Kijowowi przez Wielką Brytanię. W tym jakże potrzebnej nowoczesnej broni przeciwczołgowej w postaci pocisków kierowanych NLAW.
Z punktu widzenia Londynu może chodzić nie tylko o starania zmierzające do zapobieżeniu inwazji na Ukrainę, ale także sposobem na odzyskanie wpływów na świecie. Wielka Brytania znacząco pozbawiła się możliwości oddziaływania w Europie po Brexitcie. Polska tymczasem w oczywisty sposób jest zainteresowana bezpieczeństwem Ukrainy.
W naszym strategicznym interesie nie leży kolejny po Białorusi prorosyjski reżim za wschodnią granicą. Nie wspominając nawet o ewentualności dłuższej granicy lądowej z Moskwą. Polska wciąż jednak nie przekazała Ukrainie żadnego rodzaju uzbrojenia, czy innych środków obrony. Nie wydaje się przy tym, że nowy sojusz miałby stanowić mini-NATO z trojgiem członków. To akurat byłoby bardzo niebezpieczne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski.
Ukraina zawrze sojusz z państwami, które mają żywotny interes w obronie jej państwowości
Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że sojusz Kijów-Warszawa-Londyn stanowi niejako pewną kontrę wobec działań reszty Europy. W szczególności zaś Niemiec. Ukraina ma nieukrywane pretensję o zbytnią uległość Berlina wobec Rosji, oraz niechęć nie tylko do przekazania jakiegoś wymiernego wsparcia, ale także o blokowanie reakcji reszty Zachodu. Polska również od dłuższego czasu współpracuje z Brytyjczykami w sprawie Ukrainy, nawołując także do bardziej stanowczej reakcji wobec Moskwy.
Jeżeli teraz Ukraina zawrze sojusz z Wielką Brytanią i Polską, to w przyszłości do nowego paktu mogą dołączyć także inni. Chociażby Państwa Bałtyckie, również czujące stałe zagrożenie ze strony Rosji. Strategia mniejszych lokalnych sojuszy tworzonych poza strukturami NATO nie jest zresztą niczym nowym. Przykładem może być chociażby porozumienie AUKUS, zawarte między Wielką Brytanią, USA i Australią. Ten „pacyficzny” format bezpieczeństwa jest akurat wymierzony w coraz agresywne działania Chin na Oceanie Spokojnym.
Wydawać by się mogło, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest bliżej z każdą upływającą godziną. Co ciekawe jednak, sama Rosja kontynuuje zabiegi dyplomatyczne. Kreml otrzymał na piśmie negatywną odpowiedź na rosyjskie propozycje wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę faktyczny szantaż wobec NATO w postaci oczekiwania wycofania się sił Sojuszu za Odrę.
Można śmiało domniemywać, że taka postawa tylko usztywniło stanowisko państw zachodnich. W miarę upływu czasu coraz więcej państw zaczyna mniej lub bardziej wspierać wysiłki w obronie Ukrainy. Wydaje się wręcz, że Rosja może liczyć przede wszystkim na niemalże satelicką Białoruś, gotową zaatakować Ukrainę razem ze swoim sojusznikiem.
Tymczasem Rosjanie najwyraźniej grają na zwłokę przeciągając zabiegi dyplomatyczne. Czyżby do inwazji miało jednak nie dojść?
Moskwa zamierza teraz wystosować formalne prośby do państw NATO i OBWE. Chodzi o uzyskanie prawnych gwarancji bezpieczeństwa. Rosja wciąż stanowczo sprzeciwia się ewentualnemu wstąpieniu Ukrainy do NATO. Trzeba przyznać, że Rosjanie mają celny argument zwracając uwagę na to, że Pakt Północnoatlantycki niekoniecznie jest tylko sojuszem obronnym. Wskazują chociażby na bombardowanie Jugosławii w 1999 r., czy Libii w 2011 r. Co prawda sami zapominają już o zajęciu Krymu i Donbasu na Ukrainie, oraz Abchazji i Południowej Osetii w Gruzji.
Czy to jednak możliwe, że Rosja rzeczywiście jest skłonna zrezygnować z ataku? Wielu komentatorów uważa, że Władimir Putin jedynie wysoko licytuje, zdając sobie sprawę z kosztów faktycznej wojny z Ukrainą. Jego celem miałoby być uzyskanie jakichś nowych formalnych gwarancji ze strony Zachodu. Równocześnie chciałby uzyskać zniesienie sankcji nałożonych na Rosję po zajęciu Krymu i uruchomić wreszcie gazociąg Nord Stream 2.
Jak na złość, jak podaje niemiecki Die Welt, tamtejsza Federalna Agencja ds. Sieci poinformowała, że sprawa jeszcze się przeciągnie. Nord Stream 2 poczeka na certyfikację co najmniej do czerwca. A i to pod warunkiem spełnienia wszystkich oczekiwanych przez stronę niemiecką formalności.
Nawet Rosja przyznaje, że ten konkretny problem gazociągu nie ma nic wspólnego z polityką. Tym niemniej wydaje się, że nie ma szans, by Nord Stream 2 rzeczywiście certyfikować zanim sprawa Ukrainy się rozwiąże. Inwazja oznacza najprawdopodobniej koniec marzeń o forsowanym przez Kreml i niemiecką klasę polityczną gazociągu.