Nie tylko Rosja, ale i Białoruś może zaatakować Ukrainę. Do sprawy ukraińskiej włączają się już nawet Chiny i Japonia

Zagranica Dołącz do dyskusji (46)
Nie tylko Rosja, ale i Białoruś może zaatakować Ukrainę. Do sprawy ukraińskiej włączają się już nawet Chiny i Japonia

Aleksander Łukaszenko oznajmił, że jego państwo będzie musiało rozmieścić kontyngent wojskowy wzdłuż całej granicy z Ukrainą. Czy to oznacza, że Białoruś zaatakuje Ukrainę razem z Rosją? Dyktator już wcześniej przebąkiwał, że w razie konfliktu stanie po stronie Władimira Putina. W tym czasie Zachód ewakuuje swoich dyplomatów z Kijowa.

Ostatnia wypowiedź Aleksandra Łukaszenki sugeruje, że Białoruś zaatakuje Ukrainę. Po cóż innego miałby rozmieszczać wojsko wzdłuż całej granicy?

Sojusz Białorusi i Rosji nie jest żadną tajemnicą. Zwłaszcza dla kogoś, kto uważnie śledził kryzys migracyjny w Polsce wywołany przez służby Aleksandra Łukaszenki. Ma to swoje konsekwencje także w obliczu spodziewanej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Łukaszenko już w połowie grudnia przebąkiwał, że jego państwo w razie konfliktu wesprze Rosję. Czy to jednak oznacza, że Białoruś zaatakuje Ukrainę razem z Rosją? Taki obrót spraw byłby kluczowy dla Kremla z militarnego punktu widzenia oraz szczególnie niebezpieczny dla Polski.

Wiadomo, że Rosja koncentruje swoje siły nie tylko na Krymie i na swojej lądowej granicy z Ukrainą. W ostatnim czasie zgrupowania rosyjskich żołnierzy z Dalekiego Wschodu jadą na Białoruś. Oficjalnie chodzi o manewry, które mają się zacząć w okolicach 9 lutego. W praktyce jednak Rosjanie trafiają na południową granicę Białorusi, tą z Ukrainą.

Teraz Aleksander Łukaszenko otwarcie przyznał, że Białoruś będzie musiała rozmieścić kontyngent wojskowy wzdłuż całej granicy z Ukrainą. Jeszcze jesienią przekonywał, że Białorusini na terytorium południowego sąsiada mogą przyjechać „tylko traktorami”. Zapewniał także, że nigdy nie wjadą „czołgami”.

W trakcie wojny o Krym i Donbas władze w Mińsku starały się zachować neutralność i nawet pełnić funkcję rozjemcy pomiędzy stronami. A jednak w ostatnim czasie na Białorusi nasiliła się antyukraińska propaganda a reżim opowiada się wprost po stronie Moskwy. Równocześnie Rosjanie uskuteczniają narrację, w myśl której to Ukraina miałaby przeprowadzić „agresję” w Donbasie.

Jeżeli Białoruś zaatakuje Ukrainę razem z Rosją, czy nawet pozwoli na wyprowadzenie ataku ze swojego terytorium, to tym samym otworzy siłom inwazyjnym najkrótszą drogę na Kijów. Taki atak mógłby dużo szybciej i w dużo większym stopniu zagrozić ukraińskiej państwowości. Co gorsza, część takiego natarcia mogłoby zostać poprowadzone wzdłuż granicy tego państwa z Polską. Tym samym mielibyśmy wojnę nie hen daleko na wschodzie, lecz tuż za miedzą. Byłby to chyba najgorszy możliwy scenariusz dla naszego kraju.

Jeżeli Białoruś zaatakuje Ukrainę razem z Rosją, to będzie w tym trochę winy polskiego rządu

O tym, jak duże jest obecnie ryzyko wojny świadczą ruchy państw zachodnich, które zaczęły ewakuować swoich dyplomatów z Ukrainy. Na taki ruch zdecydowały się Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Kanada i Australia. Niemcy przygotowują się do ewakuacji krewnych pracowników ambasady, im samym pozostawiając decyzję w tej kwestii. Plan ściągnięcia swoich dyplomatów opracowała Austria. Polskie MSZ zapewnia, że „w tej chwili nie jest planowana ewakuacja z Ukrainy rodzin polskich dyplomatów”. Resort jednak uważnie śledzi rozwój sytuacji.

Obyśmy tylko nie popełnili takiego samego błędu, jak spóźniona reakcja na błyskawiczne zajęcie Afganistanu przez Talibów. Co gorsza, nasi decydenci popełnili fatalny w skutkach błąd w postaci nieskorzystania z możliwości oferowanych przez art. 4 NATO w momencie, gdy Białoruś wykorzystała przeciwko Polsce fale migrantów. Być może wówczas wzmocnienie obecności sił Sojuszu na wschodniej flance nastąpiłoby już kilka miesięcy temu. To z kolei potencjalnie mogłoby nawet zrewidować inwazyjne plany Kremla.

Państwa NATO równocześnie dozbrajają Ukrainę. Szczególnie aktywna w tej kwestii są Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Swój wkład wnoszą także państwa bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson ostrzegł Rosję, że inwazja na Ukrainę będzie katastrofalna w skutkach. Użył nawet określenia „nowa Czeczenia”.

Równocześnie Sojusz Północnoatlantycki wysyła na swoją wschodnią flankę dodatkowe myśliwce i okręty wojenne. Swój udział zadeklarowały między innymi Dania, Hiszpania, Francja i Holandia. Także Amerykanie dość ostentacyjnie rozważają zwiększenie obecności wojskowej w Europie Środkowo-Wschodniej.

Podczas, gdy cały szeroko rozumiany świat zachodni działa na rzecz Ukrainy, Niemcy brną dalej w kunktatorstwo

Tymczasem Komisja Europejska zaproponowała pakiet pomocowy dla Ukrainy w wysokości 1,2 mld dolarów. Z tego 600 milionów ma stanowić szybką pożyczkę mającą pokryć ukraińskie potrzeby finansowe związane z konfliktem. Raczej prorosyjska Austria nie wyklucza bardzo drastycznych sankcji na Rosję w postaci odcięcia jej od systemu finansowego SWIFT. Praktycznie pogrzebałoby to handel Moskwy ze światem zachodnim, w tym także sprzedaż surowców energetycznych.

Cały świat zachodni wydaje się zjednoczony w wysiłkach zmierzających do obrony Ukrainy przed rosyjską agresją. Z wyjątkiem Niemiec. Berlin, jak zwykle, zajmuje umiarkowanie prorosyjskie stanowisko. Skandal wywołały słowa dowódcy niemieckiej marynarki wojennej, który przekonywał – prawdopodobnie słusznie – że Krym jest już stracony. Co gorsza: stwierdził, że Putin zasługuje na szacunek. Tą wypowiedź Kay-Achim Schoenbach przypłacił dymisją.

Równocześnie Niemcy blokowały eksport poniemieckiej broni z Estonii na Ukrainę. Nie chcą nawet wysyłać wyposażenia ochronnego dla ukraińskich żołnierzy i ochotników, choć równocześnie przekazały Kijowowi kompletny szpital polowy. Deklarują również chęć pomocy ekonomicznej i gospodarczej. Kunktatorska postawa Berlina sprawia, że Ukraina czuje się zdradzona przez Niemcy. Stwierdził to wprost mer Kijowa, Witalij Kliczko.

Japonia zadeklarowała przyłączenie się do sankcji w razie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu miałoby to nastąpić. Według niektórych pogłosek do sprawy ukraińskiej włączają się Chiny. Tamtejszy przywódca Xi Jinping miał zaapelować do Władimira Putina, by ten wstrzymał się z inwazją aż skończą się zimowe igrzyska olimpijskie. Wydarzenie to jest bardzo ważne z punktu widzenia prestiżu Państwa Środka.

Chińskie MSZ wydało nawet komunikat, w którym przypomniało o rezolucji ONZ dotyczącej tzw. pokoju olimpijskiego. Jeśli uwzględnić także paraolimpiadę, mowa o przedziale czasowym od 28 stycznia do 20 marca. Z wojskowego punktu widzenia wstrzymanie inwazji do wczesnej wiosny byłoby dla Rosjan bardzo niekorzystne. Bardziej grząski grunt mógłby utrudnić prowadzenie działań wojennych. Co więcej zwłoka daje więcej czasu Zachodowi na wzmocnienie obrony Ukrainy.